Wieczór z trudem uratowany czyli Destino (zamknięte) i Morela
Wieczór zapowiadał się idealnie: piękna pogoda, doskonałe towarzystwo i restauracja serwująca dania kuchni śródziemnomorskiej. Jak byśmy na chwilę uciekli z dusznego Krakowa i przenieśli się gdzieś na południe Włoch. Na ścianach przepiękne marokańskie płytki, obsługa uśmiechnięta, karta smakowita. Wtedy jeszcze myśleliśmy, że kolacja w Destino musi zakończyć się sukcesem.
Przy przystawkach jeszcze mieliśmy nadzieję, bo ser kozi z mojo rojo był całkiem niezły (19 PLN) a krewetki w cieście piwnym (19 PLN) przyzwoite (ale nie umywały się do krewetek, które przyrządzał Alejo w Valparaiso). Co prawda łosoś wędzony z patelni (23 PLN) był mocno przesolony i ratował go tylko podany z nim kozi ser, a krem z fenkuła (12 PLN) płaski i bez polotu, nie mówiąc już o duszących, papierowych chipsach z pietruszki. Ale wciąż mieliśmy nadzieję, że zaraz będzie lepiej. Że jakieś danie nas zaskoczy i uwiedzie smakiem.
Niestety wieczór powoli zmierzał ku katastrofie: kacze udko z sosem wiśniowym stanowiło ciekawą kompozycję, ale było suche (35 PLN), a porcja tak mikroskopijna, że obie osoby, które zamówiły kaczkę, po spożyciu dania głównego pozostały głodne. moja dorada (32 PLN) prezentowała się na talerzu imponująco, natomiast jej mięso smakowało jak rybna papka nie tknięta szczyptą przypraw. Towarzysząca doradzie marynowana cukinia była fajnie chrupiąca – szkoda, że były jej tylko dwa plasterki.
Po tym wszystkich przeszła nam ochota na deser. Wszyscy zastanawialiśmy się gdzie by tu iść, żeby jeszcze coś zjeść i żeby w końcu było smacznie. Po półgodzinnym spacerze dookoła rynku, usiedliśmy w końcu w Moreli na Stolarskiej. Ja nie miałam już ochoty na jedzenie, ale moi towarzysze pragnęli zjeść w końcu porządną kolację. Udało im się pochłonąć kaszę z gulaszem, kaszę z kurczakiem i pieczarkami i pierś z kaczki. Może nie były to jakieś odkrywcze dania, a kaczka była trochę gumowa, ale i tak wszystko smakowało nam dużo bardziej niż w poprzednim miejscu. Z wrażenia zapomniałam zabrać paragonu, ale suta kolacja w Moreli kosztowała nas ponad połowę mniej niż ta w Destino. Wieczór udało się uratować, ale szkoda, kolejne pięknie i smacznie zapowiadające się miejsce musimy spisać na straty.
Kolacja dla czterech osób z niewielką ilością alkoholu: 269 PLN.
Destino, ul. Jana 8, Kraków.
Morela, ul. Stolarska 13, Kraków.
karo
sie 05, 2014 @ 23:38:15
Witam,czytuje Pani bloga od niedawna,także czytam po kilka wpisów aby nadrobić,pierwszy raz postanowiłam jednak coś napisać.
Nie byłam w Destino ale chce sie wybrać mimo negatywnej opinii-nie pierwszej z resztą ale każdemu szansę trzeba dać.Nie podoba mi się jednak że pisze Pani o mikroskopijnych porcjach podczas gdy na zdjęciu widnieje np udo kaczki,udo kaczki siłą rzeczy ma określoną wielkość więc czego się spodziewać? Poza tym zdjęcia dań z innych restauracji jak np Zakładka wyglądają na mniejsze porcje ale tam problemu z tym nie ma-dlaczego?Zawiedziona jestem tym wpisem,wydał mi się inny od wszystkich,taki bardzo na NIE,aż za bardzo…
Agnieszka
sie 11, 2014 @ 22:39:48
Pani Karolino,
Bardzo dziękuję za komentarz, który z uwagą przeczytałam. Gwarantuję Pani, że nie znam właścicieli Destino i nie mam żadnych uprzedzeń w stosunku do tego lokalu. Oprócz tego, że jedzenie tam podawane jest po prostu niesmaczne, a wielkość porcji jest, moim zdaniem nieadekwatna, w przypadku niektórych dań, co do ceny. Może ten wpis wydał się Pani inny, bo nie udało mi się ukryć mojego wielkiego rozczarowania kuchnią w tym pięknie urządzonym lokalu. Co do porównania z Zazie – tam udo z kaczki było dodatkiem do cassoulet, tutaj stanowiło podstawę dania i towarzyszyła mu bardzo niewielka porcja ziemniaczanej zapiekanki. Zresztą, jeśli wczyta się Pani dokładnie w opinię o cassoulet w Zazie to tez nie była ona tak bardzo pozytywna.
Jeszcze raz dziękuję za uwagi.Proszę podzielić się wrażeniami po wizycie w Destino.
Pozdrawiam,
Agnieszka
Marcin
paź 02, 2014 @ 22:39:22
Byliśmy tam z dziewczyną; zamówiliśmy obiad i stwierdziliśmy wspólnie, że już tam nigdy więcej nie pójdziemy. Przywitała nas młoda kelnerka z założonymi rękami (serio) i już wiedziałem, że coś jest nie tak. Zjedliśmy dorsza i był ogólnie niesmaczny, a w pomidorowym sosie było mocno czuć przecier pomidorowy. Dla nas była to kompromitacja, tym bardziej, że ceny nie są jak z baru mlecznego. Zazie i Zakładka póki co wygrywają w Krakowie.
pozdrawiam,
Marcin