Obrodziło ostatnio w kuchnię hiszpańską w Krakowie. Nic tylko się cieszyć. Bogata w owoce morza i doskonałe wędliny kuchnia hiszpańska należy do naszych ulubionych. Dlatego kiedy odkryliśmy, że na placu Wolnica, w dawnej lokalizacji restauracji Horai, otworzyła się nowa restauracja El Toro, czym prędzej pobiegliśmy sprawdzić co ma do zaoferowania.(więcej…)
Znajomy powiedział: „Musicie spróbować zupy tajskiej w Cavie!” Widelec zaproponował więc abyśmy spotkali się w Cavie na sobotnim śniadaniu. „Zupa na śniadanie?” – kręciłam nosem. Przekonali mnie jednak w końcu, że taka zupa dobra jest na każdą porę dnia. Poszliśmy.(więcej…)
Gdyby ktoś nam nie powiedział o otwarciu BonJour CaVa pewnie szybko byśmy tam nie trafili. A przecież ten lokal znajduje się praktycznie w samym centrum Krakowa, na Warszawskiej, blisko Dworca Głównego Galerii Krakowskiej, Politechniki. No właśnie, Politechniki nie odwiedzamy, bo czasy studiów mamy już niestety dawno za sobą, a poza tym tylko jedno z nas studiowało na Politechnice. Zresztą bardzo krótko. Tak to jest, że chodzimy własnymi utartymi ścieżkami i często nie wiemy, że tuż za rogiem czai się… Nie, nie żubr, ale całkiem przyjemna kawiarnia. BonJour CaVa nie jest łatwo wypatrzyć idąc Warszawską od strony placu Matejki. Ich żółty, słoneczny (tak wiem, że jest w kształcie tarty, ale chyba po prostu bardzo brakuje mi słońca) szyld ginie niestety wśród innych większych szyldów przy tej ulicy. Ale gdy tylko miniecie bar z pierogami to już jesteście na miejscu.(więcej…)
Już od wczoraj jesteśmy z powrotem w zaśnieżonym Krakowie. Przeskok z plus 15 do minus 5 stopni i śniegu był dość drastyczny. Na karby pogody chcemy zrzucić więc opóźnienie w publikacji wpisu o naszych ostatnich dniach spędzonych we Włoszech. Od razu przyznam, że przez te ostatnie dni jedliśmy już zdecydowanie mniej, gdyż inne atrakcje wysunęły się na pierwszy plan. A poza tym ubrania zaczęły nas cisnąć ;-)Kuchni Bolonii, miasta zwanego „La Grassa”, nie udało nam się więc zbadać jak należy. Mam nadzieję, że jeszcze tam wrócimy, na przykład z początkiem października, na festiwal tortellini, mortadeli i trufli.
Weekend w Palermo zapowiadał się ciepły i słoneczny. Trochę wiało, ale przy 20 stopniowej temperaturze wiatr był nawet przyjemny. W drodze na autobus, który miał nas zabrać do Monreale, odwiedziliśmy, trochę przypadkiem, targ Capo w okolicy Porta Carini. Koniecznie muszę na niego wrócić aby uzupełnić zapasy przypraw. No i po truskawki.
Tak się złożyło pewnej soboty, że wylądowałam głodna wraz dwiema innym osobami na ulicy Kurniki, tuż przy Galerii Krakowskiej. Głód doskwierał nam mocno, a nie interesowało nas zjedzenie kebaba ani też przebijanie się przez tłok panujący zazwyczaj w weekend w Galerii. Kiedy więc naszym oczom ukazał się Kipi Resto Bar z nadzieją wkroczyłyśmy do środka. Wnętrze nas ani nie zachwyciło ani nie odrzuciło. Klienteli, składającej się, na pierwszy rzut oka, z osób które udawały się bądź zakończyły własnie podróż, było dość sporo. Postanowiłyśmy więc spróbować.
Widelec musiał udać się do Warszawy i zostawił mnie samą. Postanowiłam więc w ten weekend wybrać się na samotne śniadanie gdzieś tuż przy Rynku Głównym, jako że moje późniejsze plany skupiały się wokół ulicy Długiej. Mój wybór padł na Milkbar przy ulicy Tomasza, na przeciwko La Petite France. Powodowały mną dwie kwestie. Po pierwsze właścicielem tego miejsca jest Tom, który wcześniej prowadził Nic Nowego na Krzyża, które uważałam za bardzo sympatyczny (i smaczny) lokal. Po drugie, mimo iż Milkbar istnieje już jakiś czas nie słyszałam żadnych opinii na jego temat. Postanowiłam więc sprawdzić sama.
Powiem szczerze: ze śniadaniami na mieście mamy problem. Po pierwsze dlatego, że w weekendy ciężko wygrzebać nam się z łóżka. Po drugie, jak twierdzi Widelec, ja przygotowuję doskonałe śniadania nawet „z niczego”, dlatego nie ma po co wychodzić z domu. Okoliczne źródła doniosły jednak, że w restauracji Jeff’s śniadania podaje się nawet do 22. Postanowiliśmy więc spróbować.