Słoneczna Hiszpania i Grecja w zimowym Krakowie czyli Restaurant Day 2.0 w Bal
Kolejna niedziela i kolejne wydarzenie kulinarne w Krakowie. Już drugi tydzień z rzędu zawędrowaliśmy na Zabłocie, tym razem do Balu, na kolejną edycję Restaurant Day. Restaurant Day to, jak reklamują tę inicjatywę jej inicjatorzy, „Karnawał Jedzenia – jeden dzień, w którym każdy może zostać szefem kuchni i otworzyć swoją restaurację”. Inicjatywa ta powstałą w Finlandii, gdzie w maju 2011 roku spontanicznie powstało 40 jednodniowych restauracji w 13 miastach. W Polsce Restaurant Day odbywa się od maja 2012 i dziś mieliśmy okazję uczestniczyć w 4 edycji tej inicjatywy w Polsce. A w Balu na Zabłociu już po raz drugi.
W Balu swoje jednodniowe restauracje prowadzili dziś Rafał Zub (Zub je), który gotuje tu też w weekendy oraz Klaudia 'KLO” Kozubek (turboKlo). Królowały kuchnie grecka i hiszpańska, a menu obejmowało klasyki tych kuchni, między innymi paellę, musakę, tortillę, pitę souvlaki i oczywiście sałatkę grecką. Bal opublikował menu już w środę i muszę przyznać, że od tej pory nie mogłam się doczekać niedzielnej uczty smaków w Balu.
Nauczeni doświadczeniem z Foodstock’u (dzikie tłumy) do Balu (lub też na grecko-hiszpański Bal) wybraliśmy się tuż po oficjalnej godzinie rozpoczęcia Restaurant Day. Na szczęście wolnych miejsc jeszcze nie brakowało. Jednakże z minuty na minutę do Balu napływali nie tylko, tacy jak my fani Restaurant Day, ciekawi specjalnie na tę okazję przygotowanych propozycji, ale i stali klienci Balu.
Muszę przyznać, że wybór nie był łatwy. Trzynasta w niedzielę to dla nas taka ni to śniadaniowa, ni to obiadowa pora dlatego musieliśmy mierzyć siły na zamiary. Ja najchętniej spróbowałabym wszystkiego, tym bardziej, że ceny były naprawdę przystępne. Z bólem serca i ściskiem żołądka zdecydowaliśmy się na 4 pozycje: tortillę z ziemniaków z roszponką i pomidorami (8 PLN), sałatkę z chorizo (15 PLN), pitę souvlaki (15 PLN) i waniliowo-karmelowy flan (8 PLN). Naprawdę z trudem odmówiłam sobie spróbowania pięknie prezentujących się paelli i musaki.
Na szczęście porcje były w sam raz, takie degustacyjne, bo inaczej byłby to mój jedyny posiłek tego dnia. Tym bardziej, że Widelca (tak tak, wiem że to brzmi niebywale) charakteryzował wyjątkowy brak apetytu. Zaczęliśmy nietypowo, bo od deseru. Waniliowy flan z karmelem był lekki i nie za słodki i bardzo przypadł Widelcowi do gustu. Ja, jak się możecie domyślać, bardziej czekałam na dania słone. I nie zawiodłam się! Hiszpańską tortillę z ziemniakami mieliśmy zjeść z Widelcem na pół, ale była tak pyszna że musiał zadowolić się jej resztkami. To samo spotkało sałatkę z chorizo. Co do pity souvlaki wydaje nam się, że lepszym pomysłem byłoby umieszczenie mięsa i sosu w rozkrojonej picie, gdyż pita w jednym kawałku wydawała się trochę za gruba i twarda. Ale souvlaki i tzatziki rekompensowały tę niedogodność. Ukontentowani posiłkiem popiliśmy wszystko fritz-kolą.
Restaurant Day to bardzo fajna inicjatywa i się cieszę, że Bal, Rafał i Klaudia podjęli się zorganizowania tego wydarzenia w Krakowie. Szkoda tylko, że była to jedyna jednodniowa restauracja w naszym mieście, podczas gdy we Wrocławiu było ich 7, a w Poznaniu aż 23. Miejmy nadzieję, że sukces Restaurant Day w Balu zachęci innych do wzięcia udziału w kolejnej edycji. Może nawet kiedyś Widelec otworzy taką jednodniową restaurację?
Dwie osoby (w tym jedna całkiem niegłodna) przeniosły się na chwilę z zimnego Krakowa na południe Europy za jedyne 66 PLN.
Restaurant Day 2.0, Bal, ul. Ślusarska 9, Kraków