Piknik pod kwitnącą wiśnią czyli Widelec i Łyżeczka w Japonii
Decyzja o wycieczce do Japonii zapadła dość spontanicznie w marcu 2019. Najpierw planowaliśmy ją na maj, ale finalnie musieliśmy ją przesunąć na kwiecień, tak więc na planowanie nie pozostało dużo czasu. Szczęśliwym zrządzeniem losu termin naszego wyjazdu przypadł na czas Hanami czyli święta kwitnącej wiśni. Była też druga strona medalu – ceny biletów nie były zbyt atrakcyjne, a większość hoteli była już niedostępnych. A podróżowaliśmy z prawie półtorarocznym dzieckiem, które właśnie nauczyło się chodzić dlatego potrzebowaliśmy trochę większej przestrzeni niż 14m2.
Samolot
Najatrakcyjniejszą ofertę miała w tym czasie linia lotnicza Austrian Airlines. Lecieliśmy z Krakowa z przesiadką we Wiedniu. Mieliśmy około 1,5 godziny na przesiadkę czyli cała podróż zajęła nam 14 godzin. Za bilety, razem z miejscami zapłaciliśmy około 7 tysięcy PLN za trzy osoby (ale za Łyżeczkę wyszły jakieś grosze). Dopłaciliśmy za miejsca w rzędzie w którym Łyżeczka mogła spać w łóżeczku niemowlęcym (w Austrian do 12 kg i 80 cm). Ledwo się w nim mieściła, ale było to znacznie wygodniejsze niż trzymanie jej przez cały lot na kolanach. Oprócz wykupienia miejsc musieliśmy tez zadzwonić do Austrian i zarezerwować łóżeczko na dany lot. Zakup tych miejsc był tez doskonały z innego powodu: mieliśmy mnóstwo miejsca na nogi.
Posiłki z małym dzieckiem w samolocie nie są łatwe. Zwłaszcza z dzieckiem, które koniecznie musi wszystkiego spróbować i nie akceptuje czekania na posiłek, kiedy inni współpasażerowie już jedzą (mimo że przed chwilą skończyła banana). My wspomagamy się radą naszej czytelniczki, która pozwala na otrzymanie posiłku przed innymi pasażerami. Trzeba zamówić posiłek specjalny. Ja zamawiam Indian vegetetarian, który zazwyczaj jest całkiem znośny i najpierw Łyżeczka je ze mną, a potem z tatą. W ten sposób mija godzina lotu. Podczas powrotnego lotu z Japonii, moje zamówienie na specjalny posiłek gdzieś zaginęło i w efekcie jadłam jak wszyscy już skończyli. Z punktu widzenia „obsługi dziecka’ było to nadal ok.
Noclegi
Jeśli chodzi o noclegi to mieliśmy bardzo mały wybór, bo rezerwowaliśmy je 3 tygodnie przed wylotem. Booking pokazywał mi, że 98% miejsc jest w tym terminie zarezerwowana. Zdecydowaliśmy się na nocleg w Airbnb (Tokyo, Osaka), w hotelu w Kyoto i w ryokanie (Tokyo). Rezerwując nocleg w Airbnb liczyliśmy na większą przestrzeń i dodatkowe udogodnienia (kuchenka, pralka). Patrząc na to z perspektywy czasu, nie zdecydowałabym się już na nocleg w Airbnb w Japonii (za to wybrałabym ponownie Airbnb w USA i Hiszpanii). Dlaczego? Kuchenki użyliśmy raz. W hotelu i naprzeciwko ryokanu była pralnia na monety, a oba mieszkania wynajmowane w ramach Airbnb były bardzo niedokładnie posprzątane. A podróżowaliśmy z dzieckiem, które wlazło w każdy kąt.
Przy rezerwacji hotelu zwracajcie koniecznie uwagę na rozmiar pokoju i czy jest to pokój dla palących czy nie. Z naszej perspektywy najbardziej sprawdził się ryokan (czyli tradycyjny japoński hotel z futonami na podłodze), bo mieliśmy dużo przestrzeni, a wszystkie aktywności odbywały się na poziomie podłogi. Nie baliśmy się wiec, ze dziecko spadnie nam z łóżka.
Dziecko
Podróżowanie po Japonii z dzieckiem jest dość wygodne. W praktycznie każdym lokalu gastronomicznym dostawaliśmy miseczkę i sztućce dla dziecka. Ale i tak Łyżeczkę fascynowały pałeczki. Lubiła się nimi bawić i dostawać na nich jedzenie. Choć podobno nie powinno się nic podawać pałeczkami drugiej osobie.
Toalety dla niepełnosprawnych są wszędzie: na każdej stacji metra i JR, przy każdej atrakcji turystycznej. Do takiej toalety możecie wjechać wózkiem. W każdej takiej toalecie znajdziecie też przewijak (który czasem wygląda jak łóżko szpitalne). Bardzo często znajdziecie tam też wisiadło dla dzieci (do 30 miesięcy – znalazłam taką instrukcje tylko na jednym wysiadle) – możecie do niego włożyć dziecko na czas załatwiania potrzeby.
Jeśli chodzi o pieluchy to kupicie je w drogerio-aptekach (na pewno ich nie przegapicie – dużo artykułów wystawionych jest przed sklepem i wręcz „krzyczą” do Was kolorowym asortymentem), ale nie w każdej: w niektórych znalazłam tylko pieluchy dla dorosłych. Pieluchy (i chusteczki) kupić też można w dużych delikatesach o ile mają dział z chemią i kosmetykami. Mi udało się kupić właściwie tylko pieluchomajtki, ale wydaje mi się, że widziałam gdzieś zwykle Pampersy.
Nie kupicie tu kaszek w proszku, raczej w woreczkach w płynnej postaci. Słoiczki dostępne są głównie w aptekach. My zaopatrzyliśmy się w płatki jaglane, które wystarczy zalać wrzątkiem i serwowaliśmy je Łyżeczce na pierwsze śniadanie z rozgniecionym bananem. Często poprawiała je jeszcze onigiri. Potem w ciągu dnia jadła już to co my.
Na kolacje czasem dawałam jej jogurt z owocami, ale bardzo ciężko znaleźć było niesłodki. Większość jest niestety dosładzana. Banany i jabłka (100 jenów za jabłko czyli jakieś 3 PLN!) znajdziecie w prawie każdym 7eleven, Lawsonie czy Family Mart. A te sklepy są wszędzie. Nie znajdziecie w nich niestety pieluch, chusteczek czy jedzenia dla dzieci.
Podróżując z dzieckiem musicie też brać poprawkę na to, że wchodzenie czy wychodzenie z metra zajmie wam więcej czasu i nie zawsze wyjdziecie tym wyjściem, którym chcieliście, bo podróżując z wózkiem będziecie musieli poszukać windy albo ruchomych schodów. Nam często zdarzało się użyć tych ostatnich aby skrócić sobie drogę. Zwłaszcza jeśli akurat przemieszczaliśmy się z walizką.
Podróżowania autobusem z wózkiem nie polecam. W środku jest mało miejsca, a wysiadanie odbywa się przednimi drzwiami obok kierowcy, do których prowadzi wąskie przejście. Pewnego dnia autobus był tak zatłoczony, że poproszono nas o złożenie wózka i wzięcie dziecka na ręce.
W metrze i autobusie są oznaczone miejsca dla wózków i kobiet z dziećmi, ale raczej nie oczekujcie że ktoś ustąpi Wam miejsca. Jeśli już, to będą to starsi ludzie. W Krakowie, w autobusie czy tramwaju, jeśli wsiadam w wózkiem, to ludzie zazwyczaj zwalniają przestrzeń dla wózków. W Japonii praktycznie się to nie zdarza.
Ogólnie jednak Japończycy są pozytywnie nastawienie do rodzin z dziećmi i wielokrotnie słyszeliśmy, że Łyżeczka jest „kawai” czyli ładna, urocza. Ona zresztą uśmiechała się do każdego i zaczepiała współpasażerów w każdym środku transportu.
Transport
Jeśli planujecie odwiedzić w Japonii więcej niż jedno miejsce, to warto zaopatrzyć się w JR Pass. To specjalny bilet dla obcokrajowców, który można zakupić tylko poza granicami Japonii. Upoważnia on do przemieszczania się wszystkimi środkami transportu obsługiwanymi przez Japan Railway, również shinkansenami, oprócz tych najszybszych Nozomi i Mizuho.
Cena tygodniowego JR Pass to obecnie (2019) około 1000 PLN. Ta kwota zwraca się już po podróży na trasie Tokio – Kioto – Tokio. Z JRem można dojechać z lotniska do centrum Tokio, a także przemieszczać się niektórymi liniami w tym mieście, a także w Kioto czy Osace. Z JRem dojedziecie do Kobe, Himeji czy Nary.
Jak w praktyce wygląda zakup JR Pass? W Polsce sprzedaż oferuje kilka biur, ale JR Pass jest w nich droższy o jakieś 200 PLN. My zamawialiśmy JR Pass przez tę stronę. Po dwóch dniach otrzymujecie imienny voucher. Ten voucher, już w Japonii, należy wymienić na właściwy JR Pass. Dopiero podczas wymiany vouchera na JR Pass podajecie termin, w którym chcecie go używać (nie musi on zaczynać się w dzień, w który dokonujecie wymiany). Przykładowo: my przylecieliśmy do Tokio 3 kwietnia i od razu na lotnisku wymieniliśmy vouchery na JR Pass z terminem wykorzystania 7-13 kwietnia.
Vouchery można wymienić na JR Passy od razu na lotnisku albo później na niektórych stacjach. Ja zalecałbym Wam zrobić to od razu na lotnisku. My czekaliśmy w kolejce może pięć minut, a nasi znajomi jakieś pół godziny.
Na dłuższe podróże shinkansenem najlepiej pobrać bezpłatną miejscówkę. Oczywiście możecie też jechać w wagonach nie objętych rezerwacją miejsc (zazwyczaj jest tych wagonów około około pięciu). Miejscówkę można zarezerwować w biurze JR na dowolnej stacji przed albo w dzień podróży. Nigdy nie trafiliśmy na przepełnionego shinkansena. Na trasie Tokio- Kioto – Osaka kursują one średnio co pół godziny.
W shinkansenach wszyscy jedzą. No prawie wszyscy. Ledwie wyjechaliśmy z Tokio, a panie z przeciwległego rzędu wyciągnely bento – można je kupić w wielu wariantach na każdej stacji w sklepach Delice za około 1000-1300 yenów. Dostępne są również na peronach, ale tam wybór jest mniejszy.
Oprócz JR Passa do podróżowania po Japonii potrzebna Wam będzie karta na metro: Suica albo Pasmo. My wybraliśmy Pasmo. Kartę kupuje się w automacie na stacji i pobierany jest za nią depozyt w wysokości 500 yenów. Kartę można doładowywać tylko gotówką. W Japonii opłata za przejazd naliczana jest w zależności od długości trasy. Odbijacie się kartą przy wejściu i wyjściu z metra. Jeśli wychodząc z metra nie macie odpowiedniej kwoty na karcie aby zapłacić za przejazd, przed bramkami znajdziecie automaty w których możecie doładować kartę.
IC card (ogólna nazwa dla Pasmo, Suica i innych kart) możecie używać do przemieszczania się zarówno po Tokio jak i Kioto, Osace czy Narze. Można jej używać w metrze, pociągach i autobusach.
Kartę zwraca się na lotnisku albo na dowolnej stacji (Suicę na stacjach JR, Pasmo na stacjach innych niż JR). Wtedy też zwracany jest wam depozyt. W praktyce wyglądało to tak, że po dojechaniu na Naritę, zamiast odbić się na bramkach, podeszliśmy do obsługi, doplaciliśmy brakującą na karcie kwotę za przejazd i odebraliśmy zwrot depozytu za Pasmo.
Na lotnisko i z lotniska jechaliśmy Narita Sky Access (około 1300 yenów w jedną stronę). Można zapłacić za ten przejazd kartą IC albo kupić bilet. Na lotnisku biuro Kensei Raiway które obsługuje tę linię znajduje się tuż obok biura Japan Railway, na wprost wejścia na stację. Z lotniska i na lotnisko można też jechać z JR Passem, ale my pierwsze i ostatnie dni naszego pobytu spędzaliśmy w Tokio tak wiec na dzień przylotu i odlotu nie mieliśmy wykupionego JR Passa.
Przemieszczając się metrem przed godziną 9 musicie się liczyć ze sporym tłokiem na stacji, przy wejściu i w wagonach. W Osace widzieliśmy wagony przeznaczone tylko dla kobiet.
Z taksówek nie korzystaliśmy, ale podobno są bardzo drogie. Większość z nich to stare toyoty i maja bardzo oldskulowy wygląd (Widelec mówi, że wcale nie są stare i zainteresowanych odsyła do Wikipedii).
Bankomaty
Najlepiej korzystać z bankomatów 7eleven gdyż nie pobierają opłaty za wypłacenie gotówki. Znajdziecie je oczywiście w sklepach sieci 7eleven, ale też na stacjach. W innych bankomatach może być różnie: raz pobrało mi opłatę 216 yenów, a w bankomacie w Lawsonie (inna sieć sklepów) nie chciało mi wypłacić mniej niż 10000 yenów.
Jedzenie
Nie będę Wam polecać konkretnych miejsc gdyż w ogóle nie notowałam nazw. Na pewno nie jedzcie ramenu w podziemiach wielopoziomowego sklepu przy głównym skrzyżowaniu w Shibuyi. Był okropny. W ogóle Shibuya to nie jest dobre miejsce na jedzenie.
W Japonii upychano nas z wózkiem w lokalach, do których sami nie odważylibyśmy się wciskać. Choć z czasem nabraliśmy odwagi. 😉
Na przekąski na pewno polecę lokalne targi gdzie zawsze upolujecie coś dobrego. Jedzenie zawsze znajdziecie przy głównych atrakcjach turystyczny choć ceny mogą być wyższe. Najdrożej było chyba w okolicach Arashiyamy gdzie za ogórka na patyku zapłaciłam 300 yenów. Taki sam ogórek na targu Nishikuji kosztował 100 yenów.
Jedzcie rameny, jedzcie udon na ciepło i zimno, jedzcie sobę, tempurę, sushi, takoyaki, okonomiyaki, pierożki gyoza i inne pyszności, które w Japonii smakują najlepiej.
Na targu Tsukiji koniecznie spróbujcie fatty tuna – niebo w gębie.
Jedzcie w małych barach, przy ladzie. Takich miejsc jest bardzo dużo i mają niepowtarzalny klimat.
Widelcowi najbardziej podobało się zamawianie dań w automacie, bo nie musiał z nikim gadać i nikt nad nim nie stał. Czasem nie było nawet wersji angielskiej, ale jakoś sobie radziliśmy. Najważniejsze, że nauczył się jak wyglądają znaczki dla lanego piwa. 😉
Wygląda to tak, że wchodzicie do lokalu, wrzucacie kasę do maszyny, zamawiacie wybrane dania, wyskakuje bloczek, który przekazujecie obsłudze i siadacie. W najbardziej obleganych miejscach wskazane jest wcześniejsze zajęcie stolika. Inna opcja to, wchodzisz, czekasz na usadzenie, zamawiasz, zjadasz, bierzesz rachunek i idziesz płacić do kasy przy wyjściu.
W dużych delikatesach kupicie gotowe zestawy sushi na wynos i różne warianty lunchboxow. Te ostatnie są również dostępne w sieciach 7eleven, Lawson i Family Mart, które spotkacie na każdym kroku. Mi najbardziej smakował udon z zimnym sosem posypany zieloną cebulką i tartą rzepą, który kupowałam w Family Mart.
W tych sieciach zaopatrzycie się też w onigiri z różnym nadzieniem, które ja i Łyzeczka jadłyśmy na śniadanie. Moja ulubiona wersja to tuńczyk w majonezie. Widelec kupował kanapki z jajkiem i szynką- nie były tragiczne.
W 7eleven kupicie też instant ramen i sobę przygotowane przez restauracje z gwiazdką Michelin. Do tego ugotowane jajko (też z tego sklepu) i kolacja gotowa.
Kawa w Japonii, w mojej opinii, jest okropna. Pije się tu głównie słaby przelew i na jego bazie robi się też bardzo popularne w Japonii cafe au lait. Ja na codzień najchętniej pijam flat white, więc taka kawa to dla mnie nie kawa. W japońskich kawiarnio – cukierniach najczęściej dostaniecie kawę właśnie z przelewu. Popularne są też kawy mrożone i szeroki ich wybór znajdziecie w automatach i popularnych sieciach sklepów. Większość z nich będzie jednak słodka. W niektórych automatach dostępne są kawy ciepłe, w metalowych butelkach, ale też słodkie. Tak jak i w Stanach, musieliśmy ratować się Starbucksem, a tu też szału nie było.
Japończycy kochają słodkie. Słodka jest kawa, jogurty, bułki a na każdym kroku są sklepy pełne słodkości i kawiarnio-cukiernie. Uważajcie żeby się nie pomylić, bo to co bierzecie za ciastko w czekoladzie może być ryżową kulką w paście z fasoli. Nie jedliśmy dużo słodyczy, ale ciacha z kremem mają dobre, a wariantów smakowych Kit kata ciężko mi było zliczyć. Na pewno znajdziecie coś dla siebie.
Jeśli jesteście ciekawi co my jedlismy w Japonii, to zapraszam na naszego Instagrama. Znajdziecie tam zapisaną relacje z Japonii.
Na ulicy
W Japonii obowiązuje ruch lewostronny, ale w praktyce na chodniku wyglada to różnie. Na pewno w godzinach szczytu, na stacjach metra, wszyscy trzymają się lewej strony. Widziałam jednak stację JR gdzie obowiązywał ruch prawostronny. Na pewno najbardziej przestrzegają tego w mniejszych miejscowościach, ale ogólnie to wszyscy łażą jak chcą. Trzeba tylko pamiętać żeby spojrzeć w dobrą stronę na przejściu dla pieszych, bo ulice nie są opisane jak w Wielkiej Brytanii.
Uważajcie na rowerzystów. Potrafią wyskoczyć znienacka kiedy jesteście pewni, że macie zielone i możecie śmiało przechodzić przez ulicę.
Palenie na ulicy jest zabronione. Są wyznaczone miejsca do palenia, które poznacie po… dużej ilości palących. W centrach handlowych miejsca dla palących są oznaczone na planie budynku.
Tak jak już pisałam, ogólnodostępne toalety i automaty z napojami są wszędzie. Wszędzie są też automaty gdzie za kwotę 200-500 yenów możecie wylosować kulkę z opisanymi na automacie figurkami, zabawkami, pamiątkami czy czapkami dla kotów.
W Japonii jest też całe mnóstwo sklepów z ubraniami dla psów i kotów. Na początku myślałam, że to ubrania dla dzieci, ale Widelec szybko mnie naprostował. Małe psy są tutaj wożone w wózkach przypominających dziecięce. W ogóle w Japonii jest bardzo dużo małych psów.
Jeśli o sklepach mowa, to uderzyła nas ilość obsługi zwłaszcza w takich molochach jak Yodobashi Camera w Ahihabarze. Na jednym pietrze, oprócz dziesięciu kasjerów, było jeszcze chyba z trzydziestu innych pracowników gotowych opowiedzieć Ci o dostępnych produktach.
To co nas jeszcze uderzyło w sklepach to ogromna ilość plastiku. Każda bułeczka pakowana jest w foliową torebkę i wrzucana do foliowej siatki. Do każdego jogurtu, deseru zakupionego w sklepie dostawaliśmy osobną łyżeczkę czy widelczyk. Cieszymy się, że w Polsce nie używa sie już takiej ilość plastikowych opakowań.
Co zobaczyć w Japonii?
Bardzo ciężko odpowiedzieć na to pytanie. My nadstawialiśmy się na powolne zwiedzanie biorąc pod uwagę, że podróżowaliśmy z dzieckiem, które dopiero co nauczyło się chodzić. Chcieliśmy też trochę odpocząć, co nie do końca nam się udało.
Nie jesteśmy fanami japońskiej pop kultury więc nie tego tutaj szukaliśmy. Oglądaliśmy Tsubasę, Czarodziejkę z księżyca i Daimosa, ale jakoś bardzo nas to nie kręci. Po paru dniach znudziło nam się też zwiedzanie świątyń.
Cudownie jednak było odwiedzić Japonię w czasie kiedy kwitną wiśnie. Tokio ma mnóstwo wspaniałych parków, w których można odpocząć i piknikować pod kwitnącymi wiśniami, tak jak robią to Japończycy. Nam najbardziej podobał się Shinjuku National Garden, ale pięknie było też w Ueno czy nad Sumidą.
Myślałam, że nie będzie mnie kręcić Akihabara (zwana też Elektrycznym Miastem), a urzekł mnie jej klimat. Tak jak i innych dzielnic w Tokio. Bo w Tokio podobało nam się najbardziej. W Kioto największe wrażenie zrobiło na nas Fushimi Inari i Złoty Pawilon. W Osace najlepszy był spacer z Shinsekai przez Nambę i Dottinbori. Bardziej niż zabytki woleliśmy oglądać ludzi, kulturę, życie.
Pięknie było w Narze i żałuję, że byliśmy tam tak krótko. To obowiązkowy punkt wycieczki jeśli podróżujecie z dzieckiem.
Podróżując z dziećmi przygotujcie się też na to, że zabawki, automatu z zabawkami i postacie z kreskówek są wszędzie, więc wasza silna wola wystawiona będzie na dużą próbę. Sami mieliśmy ochotę kupować te kotki, ośmiornice (w Osace), lisy (Kioto) czy pieski (Shibuya).
Dzieciom może spodobać się też zbieranie pieczątek. Na stacji, przy atrakcjach turystycznych zawsze znajdziecie stemple. Warto kupić na początku wycieczki notes i zbierać pieczątki. Sami żałujemy, że tego nie zrobiliśmy.
Na pewno jednak jeszcze do Japonii wrócimy i wtedy będziemy mieli szansę to naprawić.
Jeśli jeszcze macie jakieś pytania o Japonię albo doświadczenia, którymi chcielibyście się podzielić to dajcie znać.
Weronika
maj 01, 2019 @ 02:35:05
Jesli chodzi o bento, to wersje “pociagowe” urosly w Japonii niemal do rangi rytualu – nazywa sie je “ekiben”, czyli bento ze stacji. Jesli bedziecie kiedys na Tokyo Station, to polecam koniecznie Ekibenya Matsuri – chyba najpopularniejszy sklep z ekiben, zatloczony na amen, jednak slynni sa wlasnie ze swoich unikatowych bento, z wersjami regionalnymi i pieknie zapakowanymi. Dzieciom (i byc moze niektorym doroslym ;-)) z pewnoscia spodobaja sie bento w pudelku w ksztalcie shinkansenu, jest nawet wersja Hello Kitty. Pudelko mozna sobie zostawic na potem i moze sluzyc jako zabawka.
Agnieszka
maj 01, 2019 @ 20:18:02
Widzieliśmy to bento w kształcie shinkansena w pociągiu! Chcieliśmy nawet kupić takie Łyżeczce, ale nie wiedzieliśmy gdzie. Z tgo co widziałam, w środku był makaron w sosie pomidorowym. 🙂