Nowości, zupy dobre i złe czyli Foodstock Winter
Właśnie wróciliśmy z Foodstcku, gdzie tradycyjnie spożyłam śniadanie, obiad i kolację (Widelec jakimś cudem ma jeszcze miejsce na obiad u mamy) i spieszymy Wam donieśc co tam słychać. Hasłem przewodnim dziewiątej edycji festiwalu są dania rozgrzewające, bo to w końcu zima. Na szczęście pogoda dopisała i potrzeba rozgrzania nie była, aż tak silna. Dzięki dodatniej temperaturze, z zakupionymi posiłkami można było udać się na zewnątrz i zjeść w nieco luźniejszej atmosferze. Bo w sali głównej panował jak zawsze tłok. Choć szpilkę dałoby się jeszcze wcisnąć.Z edycji na edycję coraz trudniej zjeść coś sensownego za 1 kupon, co naszym zdaniem trochę wypacza pierwotną ideę Foodstocku. Mało który z wystawców przygotowuje na festiwal mniejsze, degustacyjne porcje i jeśli masz ochotę spróbować kilku produktów, to albo musisz udać się na Foodstock większa grupą i dzielić się jedzeniem, albo musisz liczyć się z się z tym, że Fabrykę opuścisz przejedzony do granic możliwości.
Na początek spróbowaliśmy kanapek od The Joint: „Szwajcarskiego Francuza” (2 kupony; po angielsku: Ham Swiss, hmm…) i „Bekonatora” (również 2 kupony). Ten stosunkowo nowy food truck z Zabłocia szczyci się pieczywem bez konserwantów pieczonym na zamówienie oraz specjalnie wyselekcjonowanymi składnikami. Kanapeczki owszem, niczego sobie, smaczny chrupiący chlebek i pyszne sery, ale „american style” daje o sobie znać w postaci ogromnej ilości tłuszczu, którym nasiąka pieczywo podczas grillowania.
Przerzuciłam się na zupy. Najpierw miso z tofu od Kaze (1 kupon) – przeżycie to było koszmarne. Smakowało to jak sos sojowy z pozbawioną smaku gąbką. Po dwóch łyżkach wylądowało w koszu. Smak umami zmyłam z podniebienia łagodną zupą (1 kupon) z pstrąga od Pstraga Ojcowskiego, podkręconą chrupiącymi kawałkami boczku. Na kanapkę z pstrągiem nie miałam już miejsca, a szkoda. Zupa zniknęła tak szybko, że nie załapała się na zdjęcie. Widelec postanowił za to przetestować burgera od Red Beef Burger, stosunkowo świeżej burgerowni z Kleparza. Przy zamawianiu Classica (3 kupony) Widelec wykazał się nie lada sprytem: zamówił mięso dobrze wysmażone (co oczywiście wywołało grymas dezaprobaty na mojej twarzy), które przy odbiorze okazało się być co najwyżej średnio wysmażone. Obsługa najwyraźniej chciała przyspieszyć tempo wydawania burgerów, dlatego mięso „wychodziło” o stopień mniej wysmażone niż zamówione. Kompletnie na odwrót niż to ma zazwyczaj miejsce w polskich lokalach. Wracając do samej kanapki, burger był to całkiem poprawny, z dość sporą sezamową bułą i soczystym mięsem. Zachęcił mnie do spróbowania bardziej autorskich kompozycji, więc dopisuję Red Beef Burger do listy lokali do odwiedzenia.
Za ostatni kupon zakupiliśmy pulled pork od Głodne Kawałki, z sosem wiśniowym, dynią i brukselką. Całość dość łagodna w smaku. Sos jeśli w wiśniach był to raczej wyparował, świnia trochę mało wyczesana, ale mięso miękki i soczyste. W naszej opinii prosiło się jednak o większą ilośc przypraw. Traf chciał, że i ja piekłam wyczesaną świnię w ten weekend i, w opinii Widelca, ten pojedynek wygrałam.
Po raz kolejny nie skusiliśmy się na deser, ale najapetyczniej wyglądały według nas słodkości od La Baguette. Chyba następnym razem zaopatrzę się w puszystą wuzetkę na wynos. Zanotowaliśmy też, że kulinarnej mapie Krakowa pojawił się nowy food truck czyli Bratwurst oferujący kiełbaski i smażony ser w bułce. Jeśli próbowaliście, dajcie znać czy warto!
Huteusz
gru 14, 2014 @ 20:36:03
Skusiłem się na pieczoną kiełbaskę od Bratwursta, do wyboru była ciemna lub biała. Wybrałem ciemną, w opieczonej chrupiącej bułce, prażona cebulka i sos barbecue (inne sosy do wyboru). Dla mnie świetne jedzenie – kiełbasa bardzo dobrej jakości, z kawałeczkami mięsa, a nie zmielona na masę, nie sucha. Co do zupy miso pełna zgoda, dla mnie też duże rozczarowanie. Pozdrawiam.