Miejsce nie tylko na deszczową pogodę czyli Bistro Parasol (zamknięte)
Nie wiem gdzie usłyszałam o Bistro Parasol, ale ta nazwa jakoś została mi w pamięci. Dlatego kiedy ustalałyśmy z Panią Łyżką miejsce wieczornego spotkania podałam je, jako jedną z propozycji. Ciekawa byłam nowego miejsca na Getrudy które, jak mi się wydawało, widziałam z tramwaju. Panią Łyżkę przekonały figi w menu, a Widelec, jak to Widelec, pójdzie wszędzie gdzie dają jeść.Na miejsce przybyłam przed czasem i nieśmiało zajrzałam przez drzwi do lokalu. Wnętrze trochę mnie wystraszyło: ciemne ściany, solidne krzesła i fotele. Poza tym pusto. Postanowiłam poczekać na współtowarzyszy na zewnątrz. Pierwsza pojawiła się Pani Łyżka. Zajęłyśmy więc miejsce przy dużym stole przy oknie i czekając na Widelca przeglądałyśmy menu.
Karta w Bistro Parasol jest polsko-włoska. Można tam zjeść i żurek i owoce morza. Ja osobiście nie lubię takich połączeń, ale na szczęście nikt mi w Parasolu nie chciał podawać żurku z krewetkami. Po dość długich i burzliwych obradach każdy wreszcie znalazł coś dla siebie. Widelec, któremu udało się już do nas dołączyć, zamówił na początek krewetki na tostach (15 PLN). Ku mojemu rozczarowaniu, nie były to krewetki tygrysie, ale malutkie koktajlowe. Kompozycja dania też mnie nie zachęcała. Ale na szczęście ze smakiem było dużo lepiej i twarz Widelca rozjaśniła się w szerokim uśmiechu. W tym samym czasie, my z Panią Łyżką delektowałyśmy się tatarem (22 PLN). Dało się wyczuć, że wszystkie składniki są świeże i wysokiej jakości. Zmieniłabym tylko pieczywo.
Jako danie główne zamówiłam tagliolini z krewetkami i ricottą (19 PLN). Danie równie ładnie podane co smaczne. Na to, że nie dostanę dużych krewetek tygrysich tym razem byłam już przygotowana, dlatego nie było rozczarowania. Łagodna ricotta dobrze równoważyła ostrość piri piri, a pomidorów suszonych na szczęście nie było za dużo i nie zabiły smaku krewetek. Bardzo zgrabne danie.
Pani Łyżka wybrała pozycję z menu SPA, turnedo wołowe z, a jakże, figami i truskawkami w occie balsamicznym (38 PLN). Zamówiła krwiste, dostała średnio wysmażone, ale jak sama przyznała, zrobiła to z premedytacją. Bo to już standard, mówiła, że polscy kucharze mają tendencję do zbyt długiego smażenia wołowiny. To prawda, prawdziwie krwistą wołowinę dostałam chyba tylko w Pomodorino na Woli Justowskiej. Poza tym Pani Łyżka chwaliła i figi, i truskawki, i sos.
Widelec, po długim wahaniu między kaczką a wieprzowiną, wybrał w końcu medalion z tej drugiej, z podgrzybkami, pieczonym ziemniakiem i kapustą zasmażaną (25 PLN). Tak mu smakowało, że nie dostałam ani kawałeczka, bo jego porcja w momencie zniknęła z talerza. .
Widelec podsumował jeszcze kolację, truskawkowym tiramisu (12 PLN). Ta oryginalna wariacja na temat tradycyjnego włoskiego deseru, podana z biszkoptem smakowała całej trójce, bo żadna z nas nie potrafiła sobie odmówić spróbowania deseru.
Ale Bistro Parasol to nie tylko smaczne jedzenie. Warto podkreślić, że spotkacie się tam z naprawdę profesjonalną i sympatyczną obsługą. Pan kelner był dyskretny, ale czuwający i w mig rozpoznawał nasze potrzeby. Dzięki niemu i pysznym posiłkom zapomnieliśmy nawet o niepasującym nam do bistro wystroju. Naprawdę warto zajrzeć na Getrudy, w małą przecznicę między Hotelem Monopol a barem sushi, gdzie kryje się Bistro Parasol. Pozdrawiamy serdecznie Pana Kelnera i przejętą szefową kuchni, która po kolacji wyjrzała z kuchni, zaciekawiona gośćmi którzy robią zdjęcia jej potrawom. Naszym zdaniem zdaliście egzamin na piątkę.
Za trzyosobową kolację, obficie podlaną piwem, rachunek wyniósł 185 PLN.
Bistro Parasol, ul. Gertrudy 7, Kraków
AKTUALIZACJA: W tym miejscu znajduje się teraz lokal Od jajka do jabłka