Grill pasta i basta czyli Trufla (zamknięte)
O Trufli słyszałam już wiele opinii. Zarówno tych dobrych, jak i tych złych. W słoneczne niedzielne popołudnie postanowiliśmy się przekonać na własnej skórze (a raczej podniebieniu) jak jest naprawdę. Trufla zachęcała przytulnym ogródkiem w podwórzu kamienicy w centrum miasta i menu reklamowanym jako francusko-włoskie.
Ogródek w Trufli był dosyć oblegany, ale szczęśliwie udało nam się znaleźć wolny stolik. Szybko dostaliśmy odręcznie wypisane menu i już po chwili Widelec mógł cieszyć się zasłużonym, po pracowitym(niestety) weekendzie, piwem (9 PLN). I tu pierwsza uwaga: w Trufli maja tylko Żywca, tak że trochę bardziej wyrafinowani piwosze nie maja zbyt dużego (a raczej żadnego) wyboru. Ja zaczęłam od prosecco (11 PLN), idealnego, jak dla mnie, aperitifu na upalne letnie popołudnia.
Z mocno zniszczonego już menu, wybrałam na początek bruschettę z kozim serem i kurkami (9 PLN), gdyż na grzyby mam ostatnio ochotę niezmierną. Widelec skosił się na małą zupę chili z bagietka (6 PLN). Bardzo nęciło mnie risotto z grzybami i pasta truflową, ale instynkt mięsożercy wziął górę i zamówiłam polędwicę wołową w sosie pieprzowo-koniakowym (40 PLN), a do tego opiekane ziemniaczki z rozmarynem(5 PLN). Widelec postawił na eskalopki cielęce (32 PLN), również z ziemniaczkami.
W międzyczasie dołączył do nas przyjaciel, który bardzo chciał aby do jego bruschetty z pomidorami ( 6 PLN) dołożyć szynkę parmeńską. Dzięki miłej pani kelnerce udało się to osiągnąć (+3 PLN), ale chyba później trochę tego żałował gdyż położona pod pomidorami, mocno ciągnąca się szynka parmeńska utrudniała zjedzenie bruschetty.
Moja bruschetta z kozim serem i kurkami była bardzo smaczna. Delikatny ser, zapieczony na chlebie przypadły by zapewne do gustu nawet osobom, które do koziego sera maja stosunek ambiwalentny (myślę tu w szczególności o mojej mamie). No i do tego kurki, za którymi tęsknię cały rok, a które ostatnimi czasy na Kleparzu osiągają ceny wręcz horrendalne (36 PLN za kilogram,. Na Rynku Dębnickim 40 PLN). Co do zupy chili Widelca, to była w porządku. Ją dodałabym do niej jeszcze sera, ale Widelec wydawał się być ukontentowany.
Wreszcie dania główne. Mój stek nie był za duży i, oczywiście, był dobrze wysmażony, mimo że zamówiłam średnio wysmażony. Jak mawia Pani Łyżka, tak to już nad Wisłą bywa, i trzeba zamawiać krwiste. Ale to mogłam jeszcze przeżyć, bo mięso było dobre, w przeciwieństwie do ziemniaczków z rozmarynem, które były twarde i drapiące. Jakby odsmażane po raz kolejny. Nawet zamoczenie ich w całkiem smacznym sosie pieprzowym nie pomagało. To samo było z ziemniaczkami Widelca. Za to eskalopki cielęce były mięciutkie i przyrządzone pierwsza klasa. I, co ważne dla Widelca, porcja była całkiem spora.
Posiłek popiliśmy białym, domowym winem (30 PLN za 0,5 litra), które niestety pozostawiało w ustach dziwny posmak metalu. Dlatego resztę popołudnia postanowiliśmy kontynuować gdzie indziej.
Za 3 przystawki, 2 obiady i napoje zapłaciliśmy 178 PLN. Byłoby całkiem przyzwoicie gdyby nie ziemniaczki i wino.
AKTUALIZACJA 5.12.2015
Podczas naszej ostatniej weekendowej wizyty w trufli nie było dań ani z krewetkami, ani z kurczaki, bo obu tych produktów brakło. Pozostałe dania nie zachwycały. Tylko wino domowe było dobre i tanie. 😉 Na szczęście w Winosferze na przeciwko można zjeść pyszną kanapkę z pastrami.