Co w trawie piszczy czyli zwiedzamy nowe lokale wokół Rynku
Dzisiaj chcę zabrać Was nas spacer dookoła Rynku aby przedstawić Wam kilka miejsc, które ostatnio pojawiły się na kulinarnej mapie Krakowa. Nowych lokali przybywa jak grzybów po deszczu (ku naszej wielkiej radości) i nie nadążamy ich wszystkich odwiedzać. Dlatego dziś, korzystając z pięknej pogody i większej ilości wolnego czasu (Widelec na kolonii 😉 ), postanowiłam zajrzeć tu i tam, i spróbować co nieco.Pierwszy punkt na mapie to piekarnio-ciastkarnia Pierre Boulangerie & Patisserie . Tu tylko zajrzałam i pooglądałam oferują. Croissanty, kanapki, no i oczywiście, najmodniejsze ostatnio makaroniki w różnych smakach. Znajomi Francuzi mówią, że do Francji z Szewskiej daleko, ale kanapki wyglądają tak ładnie, że pewnie się kiedyś skuszę. Niestety w porze śniadaniowej rzadko bywam w okolicach Rynku.Z Szewskiej powędrowałam w stronę Kleparza, po drodze mijając zamknięte jeszcze Brasserie Sztuka (ul. Jana 6, wejście jak do Kina Sztuka). Nie wiem jak Wy, ale ja nie mogę doczekać się otwarcia tego miejsca, od czasu kiedy spróbowałam ich tart i ciastek na Foodstocku i Najedzeni Fest. W oczekiwaniu na otwarcie Brasserie Sztuka, na ciastka przygotowane właśnie przez Fabrice’a możecie się udać na Szewską, do wspomnianego wcześniej Pierre Boulangerie & Patisserie. A kiedy już dojdziecie na Kleparz, to po zakupach w Węgierskich Specjałach, Che Bonta i Tureckim Markecie, zajrzyjcie do nowo otwartego lokalu z kuchnią koreańską, Oriental Spoon.
Oriental Spoon zdobyło dużą rzeszę fanów już po pierwszym pojawieniu się na Najedzeni Fest. Ja do tej grupy nie należałam, ale po dzisiejszej, krótkiej wizycie nabrałam większego przekonania do tej kuchni. Zupa miso z tofu, cukinią i cebulą (5 PLN) była bardzo smaczna, a do spróbowania dostałam jeszcze mini omlety z kawałkami warzyw, które normalnie podaje się bibimbapie (bibimbap – 24 PLN). Teraz trochę żałuję, że nie wzięłam drugiego dania na wynos. Będzie okazja żeby wrócić tam z Widelcem.
Po zakupach w Galerii Krakowskiej ( Nie wiem co mnie podkusiło – zdecydowanie nie polecam zakupów w Galerii Krakowskiej, a już na pewno nie w sobotę. No chyba, że w Kuchniach Świata.) ruszyłam w kierunku Poczty Głównej aby sprawdzić cóż to za restauracja otworzyła się w miejscu Bistro Parasol. Niestety, na razie jest tylko szyld, za to wielce obiecujący. Nazwa lokalu, Od jajka do jabłka, nawiązuje do rzymskich uczt więc pewnie będzie syto.
Zajrzałam też na Mikołajską, gdzie dziś (sobota, 29.03.2014) miało miejsce otwarcie The Chicken Club (tuż obok Moaburger, w miejscu dawnego Rozrywki Trzy). W Moa były tłumy, w Chicken Club tłumów nie było (chociaż nie sprawdziłam piwnicy), ale obsługa zapewniała, że ruch w interesie jest. Ja obejrzałam tylko kartę, gdyż wielkim fanem skrzydełek nie jestem (można też zjeść grillowanego kurczaka). Być może przyjdziemy tu, kiedy odwiedzi nas przyjaciel od kurczaków. Mnie zdjęcia na ich profilu na Facebooku bardziej odstraszyły niż zachęciły. Ale kto wie, może serwują rewelacyjne kurczaki. Dla fanów frytek:pytałam obsługi, są z mrożonki.
Drugie danie zdecydowałam się zjeść w też nowo otwartym The Dorsz. Lokal wyglądem ma przypominać londyńskie metro. Menu dostępne jest na razie tylko przy barze i ułożone jest w kształt planu metra, co czyni je, przynajmniej dla mnie, mało czytelnym. Na szczęście możemy liczyć na pomoc obsługi, która chętnie opowie Wam o dostępnych rodzajach dorsza (najlepiej sprzedaje się atlantycki) oraz oprowadzi po restauracji. Jako że zupa rybna, której miałam ochotę spróbować, była jeszcze w trakcie przygotowania, zdecydowałam się tylko na fish&chips (mała porcja 20 PLN). Panierka lekka, ryba bardzo smaczna, frytki z prawdziwych ziemniaków. Imigranci z Wysp Brytyjskich (i nie tylko) powinni być zadowoleni. Zdecydowanie wolę The Dorsza z Anny od Dorsche’a z Miodowej. Choć tam nie próbowałam fish&chips więc nie jest to do końca uczciwe porównanie. Pojedynek przeprowadzimy po powrocie Widelca.
W piwnicy The Dorsza znajdziecie pub, utrzymany w podobnej stylizacji jak restauracja na górze. Inne są tylko stoliki. Będą jeszcze telewizory, na których wyświetlane będą wydarzenia sportowe. Otwarte w tygodniu od południa do pierwszej , a w sobotę nawet do trzeciej nad ranem.
Na koniec podeszłam jeszcze na Karmelicką, gdzie w marcu otwarto pierwszą w Polsce restaurację tajwańską, Mr.Lee. Nie miałam siły już nic jeść więc tylko udokumentowałam dla Was plakaty wiszące przy wejściu. Opinie o tym lokalu słyszałam tak różne, że będę musiała się w końcu do niego wybrać. Co do jednego wszyscy są zgodni, porcje są małe a wystrój został po Avanti i nijak przystaje do tajwańskiego lokalu. I to niestety już koniec naszej dzisiejszej wycieczki. Mam nadzieję, że udało Wam się wybrać coś dla siebie. Jeśli koncept Wam się podoba, dajcie znać, będę organizować je częściej.
Pierre Boulangerie & Patisserie, ul. Szewska, Kraków.
Brasserie Sztuka, ul. Jana 6, Kraków.
Oriental Spoon, ul. Paderewskiego 4, Kraków.
The Chicken Club, ul. Mikołajska 3, Kraków.
Od jajka do jabłka, ul. Gertrudy 7, Kraków.
The Dorsz British Fish & Chips, ul. Anny 4, Kraków.
Mr.Lee’s, ul. Karmelicka 7, Kraków.
Marta CL
mar 30, 2014 @ 12:21:01
Świetny post, na pewno skorzystam z miejsc tu wymienionych, nawet ostatnio się zastanawiałam co w Krakowie nowego 🙂
Agnieszka
mar 30, 2014 @ 12:25:03
Dzięki Marta! I tak to jeszcze nie wszystko 🙂
Przy Rynku jest jeszcze:
https://www.facebook.com/missgolonko?fref=ts
https://www.facebook.com/bistrokrakowskie
ale chyba do mnie nie przemawiają więc je wyparłam i zapomniałam 🙂
Mjichał Zet
mar 31, 2014 @ 14:07:20
Fajny tekst i fajny blog. dowiedziałem sie o nim, bo jako pierwsi ifnormowalisćie o bobby burger ( nawet sam burger się tak nie reklamował)
Jednak jak na blog o jedzeniu brakuje mi większej ilości smaków i subiektywnych opinii wychodzących w swoich opisach ponad stwierdzenie „smaczne/nie smaczne”
W przypadku takich jak ten tekstów- sądzę, że wolałbym przeczytać dwie relacje z takich wycieczek, zamiast jedna obszerną z lokalami wspomnianymi dwoma zdaniami 😉 I szkoda, że tak dużo opisywanych lokali jest zamknięta, albo do nich nie wchodzisz 😉
Na pewno będę tu wpadał częściej, na koniec tylko pytania: jedliście w tym bobby burger?
Agnieszka
kwi 01, 2014 @ 20:49:41
Michał, wielki dzięki za opinię! Relację z otwarcia Bobby Burgera znajdziesz pod tym linkiem:
http://www.zwidelcem.pl/post/warszawa-w-ataku-czyli-bobby-burger/
To prawda, że jesteśmy czasem oszczędni w opiniach. Czasem uda mi się „popłynąć” i opisać to czy inne danie bardziej obrazowo , ale całkowicie zdaję sobie sprawę, że często mój warsztat pisarski kuleje. Staram się go cały czas rozwijać czytając, słuchają ci rozmawiając o jedzeniu, ale MAkłowiczem pewnie nigdy nie będę.
To był pierwszy wpis typu „wycieczka”.Dlatego jego formuła była trochę eksperymentalna 🙂 Bardzo dziękuję za cenne wagi. Postaram się je uwzględnić przy następnych wpisach tego typu.
Pozdrawiamy!
Agnieszka i Widelec
Anna
kwi 02, 2014 @ 21:13:01
Świetny tekst i bardzo przydatny:) ja wraz z moim chłopakiem byłam w Mr.Lee. Szczerze odradzam pójscie. Bardzo się zawiodłam na tym lokalu. Obsługa wolna i nieznająca menu. O godz 16 brak wszystkich pierogów oraz innych potraw. Zgubione zamówienie-po prostu dramat. Rzeczywiście porcje mega małe. Sajgonki, które dostaliśmy miały ze 4 cm dł!!!! Prawie nie było nadzienia:( Kuchnia nieprzygotowana na otwarcie i na ruch. Osoby zamawiające Hot Pot były rozczarowane, gdyż naczynia, które miały zrobic bulion były niesprawne. Reklamacje nie były uwzgledniane mimo, ze potrawy były zanurzone tam wogóle sie nie zagotowały. Straszny bałagan. Przy nas ok 6 osób zrezygnowało z czekania na potrawy, bo czas był przekroczony o ponad 1 h. Napoje dostalismy na końcu po zjedzeniu potraw. Poplątanie-zawiodłam sie jak nigdy:(
Katarzyna
kwi 05, 2014 @ 12:44:47
Bardzo lubię takie posty!:)
Wczoraj jadłam w Dorsze i szczerze polecam:) Pozostałych miejsc jeszcze nie odwiedziłam, ale cieszę się, że jest i tak dużo:)
Karol
kwi 05, 2014 @ 19:46:36
Rewelacyjny pomysł. Chętnie poczytam o kolejnych takich spacerach. Dzięki temu dzisiaj odwiedziłem po raz pierwszy Turecki Market.
Agnieszka
kwi 05, 2014 @ 19:53:57
Cieszę się bardzo! Z Tureckiego marketu próbowaliśmy już kawę, herbatę, czarne oliwki, chałwę i nadziewane liście winogron. Podobno mają też świetną baklawę 🙂
Stefek Burczybrzucha
kwi 07, 2014 @ 21:29:49
Byłem dzisiaj w Pierre Boulangerie & Patisserie. Ładne miejsce, miła obsługa. Croissanty b. dobre, ale tarta – dramat. Kupiłem z łososiem i szpinakiem – mimo wielkiego głodu nie byłem w stanie jej zjeść nawet 1/3 – tak nieprawdopodobnie przesolone danie jadłem ostatnio na Prima Aprilis, ale wtedy był to żart. Z grzybami lepsza, ale tylko na tle tej z łososia. Tarty mogą się obronić tylko w jednym przypadku – jeżeli będą stanowić część ekspozycji w kopalni w Wieliczce. Kanapki wyglądały zachęcająco, ale po doświadczeniu z tartami, zwyczajnie ich się boję. Jeżeli lubisz śniadania na słodko, to idź, a jak będziesz jeść coś innego…weź ze sobą znajomego jelonka – one mają lizawki z soli rozstawiane w lasach – będzie zadowolony.
Agnieszka
kwi 07, 2014 @ 21:33:05
Stefek! Pięknie napisane! 😉 Zdecydowanie jednak wolę śniadanie na słono… dzięki za info!
Pozdrawiam,
Agnieszka
wiesława
cze 19, 2014 @ 22:41:12
Proszę odwiedzić restauracje ” od jajka do jabłka” ciekawa jestem opini bo ja jestem zachwycona.
Agnieszka
cze 19, 2014 @ 22:55:38
Nie wiedzieliśmy, że już otwarte. Odwiedzimy na pewno. Pozdrawiam, Agnieszka
wiesława
cze 20, 2014 @ 18:48:26
Oj to jestem ciekawa wrażeń…bo ja jestem pod urokiem…sok z świeżych owoców..nie z kartonu…pyszne desery…ja jadłam ciasto czekoladowe..”niebo w gębie” a obiad to poezja…wiesława..
WW
lip 30, 2014 @ 09:06:09
Za namową Widelca et consortes udaliśmy w lipcowe popołudnie na przekąskę do The Dorsz.
Wiec tak: czarny dorsz z marchwią – wyśmienity, tatar ze śledzia na jabłku – znakomity. Dla tych dań warto odwiedzić The Dorsza.
Natomiast „firmowy zestaw” fish and chips…. I had better. Much better. Przede wszystkim olej w którym to smażono nie był z pierwszego tłoczenia (smażenia) 🙂 Jakość frytek porównywalna z frytkami w MacDonaldzie zaraz za Znojmo po austriackiej stronie…
Zatem – dwa dania świetne, jedno do bani. Przynajmniej naszym zdaniem.