Pamiętacie jak pod koniec maja pisałam na Facebooku, że na Stradomiu szukają kucharzy do smażalni? Nie minęło sporo czasu i doczekaliśmy się otwarcie Szybkiej Rybki. I tu niespodzianka: jeśli kiedyś mieliście okazję spróbować na Kleparzu,podczas Art and Food Bazar, ryb i owoców morza z hurtowni Roma, i tak jak ja żałowaliście, że można je jeść tak rzadko, to teraz macie je na co dzień, (więcej…)
W ostatni weekend, koleżanka zaproponowała nam abyśmy się z nią wybrali się sprawdzić lokal, do którego planowała zaprosić gości z zagranicy. Wieczór był jeszcze młody, a restauracja znajduje się w stosunkowo niewielkiej odległości od naszego miejsca zamieszkania. Poszliśmy więc.
Zapowiadało się całkiem przyjemnie: upał już znacznie zelżał, z tarasu restauracji rozpościerał się piękny widok, a w kieliszkach mieliśmy prosecco. Choć menu na tarasie okazało się, niestety, znacznie uboższe niż to dostępne w restauracji na parterze, każdy z nas znalazł coś dla siebie. I nam tym skończyło się urok tego wieczoru. (więcej…)
Życie blogera nie jest łatwe. Na co dzień zasuwa w korporacji, a jak już pójdzie coś zjeść, to najczęściej mu wystygnie, zanim skończy robić zdjęcia. A kiedy nie robi zdjęć jedzeniu, wszyscy się dziwią. W pracy wszyscy patrzą mu w talerz. W wieczory i weekendy jest nękany przez szerokie grono znajomych pytaniami: Gdzie zjeść? Co polecasz? Jakieś nowości? Z powodu problemów z silną wolą ciężko mu utrzymać dietą, a tu jeszcze rodzina donosi, że czytelnicy się skarżą, że wpisy na blogu pojawiają się zbyt rzadko. Więc znowu trzeba iść jeść i dietę szlag trafił…
Ale tak na serio to wcale nie jest tak źle! Lubimy odkrywać nowe miejsca i smaki, i dzielić się nimi z Wami. Lubimy się wymądrzać i doradzać w doborze restauracji w zależności od okazji, apetytu i kieszeni. No i dla dobrego jedzenia, warto jest czasami złamać dietę. A w dodatku czasami, mamy okazję spróbować niektórych rzeczy, zanim pojawią się w oficjalnym menu lokalu, porozmawiać z szefami kuchni, powymieniać się opiniami z innymi osobami, tak jak my zwariowanymi na punkcie jedzenia. Tak też było w ostatni czwartek, podczas prezentacji nowego menu w restauracji hotelu Hilton Garden Inn Krakow Airport. (więcej…)
Tak jak chcieliście, trafiliśmy w końcu do Pino. A właściwie trafiłam, bo Widelec zajęty był lataniem na szybowcach. Aby jednak zwiększyć potencjał konsumpcyjny, w wizycie towarzyszył mi producent ekskluzywnych witryn gastronomicznych i znajoma restauratorka, która z racji tego, że właśnie otworzyła trzeci lokal, być może wkrótce awansuje na znaną restauratorkę. Tak że towarzystwo, które się na jedzeniu zna, a przynajmniej powinno.
Nie da się ukryć, że mieszkamy w pięknej okolicy: Wawel i Wisła tuż pod nosem, a od Kazmierza i Rynku dzieli nas dwudziestominutowy spacer. Na Dębnikach świat jakby zwalnia i wszystko toczy się swym powolnym rytmem. Niestety ostatnio, na każdym wolnym kawałku przestrzeni powstają apartamentowce, bo przecież w tak doskonałej lokalizacji nie buduje się zwykłych bloków. Są tez pozytywne aspekty rozwoju Dębnik, a mianowicie rozwój infrastruktury gastronomicznej. Na Dębnikach mamy najlepszą pizzę, klimatyczną winiarnię (szkoda, że z dość słabą ofertą gastronomiczną), a nawet sklep z winem. Ostatnimi czasy Dębniki wzbogaciły się o jeszcze jeden lokal, Bistro Praska
Na informację o otwarciu nowego lokalu gastronomicznego w Krakowie reaguję najpierw entuzjastycznie, szczególnie jeśli już w fazie projektu (a ostatnio modne jest posiadanie profilu na Facebooku jeszcze przed otwarciem lokalu) widać, że autor przedsięwzięcia ma jakaś wizję. Po fazie euforii przychodzi fala depresji, bo nie nadążam z opisywaniem nowych lokali, a i wpisów na blogu mogłoby być więcej. Aż w końcu nadchodzi moment kiedy w końcu można iść ten lokal odwiedzić i poświęcić się ulubionemu zajęciu czyli jedzeniu.
Czasami jestem pod wrażeniem jak bardzo zmieniają nam się smaki na przestrzeni lat. W przedszkolu, moim największym przekleństwem był szpinak i wątróbka. A dziś dość regularnie pojawiają się w naszym jadłospisie. Szpinak nauczyłam jeść Widelca i mojego brata, a nawet szanowny rodziciel od czasu do czasu się skusi. Tylko mama wciąż krzywi się na myśl o szpinaku. Pâté z wątróbki pozwoliło kolejnym kilku osobom rozpocząć przygodę z podrobami. Jeszcze dziesięć lat temu odrzucał mnie zapach barana, a dzisiaj zamawiam baraninę (lub jagnięcinę) jeśli tylko znajdę ją w menu. Dlatego wizyta w kaukaskim grillu na Lipowej była tylko kwestią czasu.
Wiecie czego najbardziej mi brakuje po powrocie z Hiszpanii? Oczywiście świeżych ryb i owoców morza. Aromatycznych serów i szynki serrano. Ale najbardziej brakuje mi chorizo, które mimo iż łatwe w transporcie i przechowywaniu, do Polski dociera w wyjątkowo małych ilościach. Dlatego też, w naszych warunkach, najlepiej chorizo zrobić samemu. Jak smakuje takie domowe chorizo, przygotowane na sposób argentyński, przekonać się możecie w małym lokalu przy Tomasza, który swoją nazwę zawdzięcza właśnie tej wielbionej przeze mnie kiełbasce.
Niektóre inicjatywy kulinarne pojawiają się i znikają tak szybko, że zanim uda mi się o nich napisać, jest już po nich. Właśnie wczoraj usłyszałam, że ze Skweru Judah (zwanego też placykiem pod Mohikaninem czy też placykiem Hipstera) zniknęła budka z polskim taco, Jako Tako, a pojawiło się stoisko z kominkowymi ciachami. Tacosów udało nam się kiedyś spróbować, ale na kolana nas nie powaliły. To z kurczakiem było trochę mdłe. Znacznie bardziej smakowało nam wyraziste taco z podsmażaną kiełbaską (13 PLN za zestaw dwóch tacos), choć przed konsumpcją takie połączenie wzbudzało we mnie pewne opory. Wydawało mi się być za daleką posuniętą ideą kuchni fusion. (więcej…)
Tuż po długim weekendzie majowym, w Krakowie otworzył się bar dim sum, którego specjalnością są pierożki na parze. Oczywiście, taki pierożki można już było wcześniej zjeść w restauracjach serwujących kuchnię azjatycką, ale to pierwszy lokal w naszym mieście specjalizujący się w tego typu daniach. (więcej…)