Kiepsko u nas ostatnio z odkrywaniem nowych restauracji i, dopóki nie skończymy remontu mieszkania, tak raczej niestety pozostanie. Zajrzeliśmy za to znów do Ed Reda, i oczarował nas zwłaszcza talerz podrobów. Wizualizację tej wycieczki możecie zobaczyć w zaktualizowanym wpisie.(więcej…)
Wszystko wskazywało na to, że niestety będziemy zmuszeni przegapić kolejną edycję Najedzeni Fest (zabrakło nas dwóch „małych” edycjach śniadaniowej i nowalijkowej). Jednak wydarzenie, dla którego planowaliśmy opuścić Kraków w ten weekend, odwołano więc plan na niedzielne przedpołudnie był prosty: do Forum marsz! Najlepiej z rana, na śniadanie, kiedy jeszcze nie ma tłumów.(więcej…)
W ostatni weekend maja, Widelec zabrał mnie na wycieczkę do Czorsztyna. Noclegi wykupił w hotelu Kinga, położonym niedaleko ruin zamku i jeziora, a prowadzonym przez Hindusa. To, co ucieszyło mnie bardziej niż basen, sauna czy jacuzzi, to wiadomość, że w kuchni hotelowej rządzi również rodowity mieszkaniec Indii. Przy pierwszej okazji postanowiliśmy zapoznać się z umiejętnościami „mistrza kuchni indyjskiej z hotelu Inter Continental z Dubaju” (cytat za stroną hotelu).
Przyznam się Wam, że fanem kurczaków nie jestem więc do restauracji serwującej same tylko te ptaki jakoś mnie nie ciągnęło. Wielkim wielbicielem drobiu jest za to Widelec, wiadomo więc było, że prędzej czy później przyjdzie nam ten przybytek odwiedzić. „Prędzej” nastąpiło jakieś dwa tygodnie temu i mieliśmy nadzieję szybciutko Wam tę wizytę opisać. Niestety, TP SA postanowiła odłączyć nam Internet, mimo że regularnie płacimy rachunki, i do tej pory nie udało nam się go odzyskać. Poniższy wpis powstaje na iPadzie i wdzięczna Wam będę za wszelkie uwagi i wskazanie błędów gdyż jeszcze obsługę WordPressa na tym urządzeniu nie do końca opanowałam.
Nad tym, że Kraków nie ma dostępu do morza, ubolewamy chyba od zawsze. Dlatego każda rybna atrakcja w okolicy niesłychanie nas cieszy. Widelec ma to szczęście, że pracuje w okolicach placu Imbramowskiego i może często raczyć się rybkami z Marlina na obiad. Ja niestety, w Business Parku, wybór mam znacznie mniejszy i dość nieciekawy (za wyjątkiem domowych obiadów z Cafe Racer, które ratują honor Zabierzowa), dlatego niecierpliwie poluję na każdą wycieczkę do jakiegoś rybnego królestwa.(więcej…)
Dzisiaj chcę zabrać Was nas spacer dookoła Rynku aby przedstawić Wam kilka miejsc, które ostatnio pojawiły się na kulinarnej mapie Krakowa. Nowych lokali przybywa jak grzybów po deszczu (ku naszej wielkiej radości) i nie nadążamy ich wszystkich odwiedzać. Dlatego dziś, korzystając z pięknej pogody i większej ilości wolnego czasu (Widelec na kolonii 😉 ), postanowiłam zajrzeć tu i tam, i spróbować co nieco.(więcej…)
Zajrzeliśmy wczoraj ponownie do Dorschy. Jak pamiętacie, a bardziej prawdopodobne, że nie pamiętacie więc Wam przypomnę, poprzednim razem nie udało nam się dorszy spróbować, bo wyszły. Było to tuż po bardzo pozytywnej recenzji pana Nowickiego i po prostu nie wyrabiali. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Zjedliśmy wtedy pyszne kiełbaski w Om Om i o dorszach na jakiś czas zapomnieliśmy.(więcej…)
Wybraliśmy się wczoraj na otwarcie pierwszego w Krakowie lokalu Bobby Burger. W stolicy działa już 5 restauracji pod tym szyldem (i dwa food trucki). Krakowski lokal dział na zasadzie franczyzy. Restauracja zlokalizowana jest w budynku Angel City, mniej więcej na wysokości przystanku Politechnika. Grupą docelową Bobby Burgera nie są jednakże studenci, a „imprezowicze, przemierzających nad ranem ulice w poszukiwaniu dobrego i niedrogiego jedzenia” (cytat za informacją prasową). Dlatego lokal ma być otwarty do późnych godzin nocnych,(więcej…)
W zeszłym miesiącu wybraliśmy się na wycieczkę do Szwajcarii. Dzięki uprzejmości naszych gospodarzy mogliśmy nie tylko rozkoszować się urokiem alpejskich krajobrazów, ale też zapoznać się z kulinarną ofertą Zurychu i Lucerny.(więcej…)
Fakt istnienia węgierskiej restauracji na Meiselsa przez długi czas ignorowaliśmy. Do czasu, kiedy w kilku grupach na Facebooku przeczytałam bardzo pozytywne opinie o tym lokalu. I to z ust Warszawiaków! „Cudze chwalicie, swego nie znacie.”- pomyślałam, bo za wzór kuchni węgierskiej w Polsce uważałam warszawską restaurację „U Madziara”. Postanowiliśmy się przekonać jak gotuje nasz lokalny Madziar.(więcej…)