Krótki wypad na ostrygi czyli Widelec w Londynie
Za Londynem i za jego bogatą kulinarną ofertą tęsknimy nieustanie. Choć tym razem gastronomia nie była podstawowym celem naszej wycieczki, udało nam się uszczknąć co nieco i w tym aspekcie.
Pierwsze śniadanie po przylocie zjedliśmy w Regency Cafe. Mieliśmy szczęście, że zdążyliśmy tam przed południem, bo po 12 do tego miejsca ustawiła się długa kolejka. Ceny śniadań (z kawą lub herbatą) zaczynają się od 5,50 GBP, a kolejne dodatki kosztują po 90 pensów.
Ale śniadania w B&B Belgravia, w którym zatrzymaliśmy się tym razem tez nie były do pogardzenia. Widelec z przyjemnością konsumował codziennie przygotowane na świeżo English Breakfast. Ja zadowalałam się pojedynczymi elementami, aby zachować miejsce na inne smakołyki.
Na fish and chips wybraliśmy się tym razem, do polecanego na Yelpie Laughing Halibut. Był to świetny wybór, oprócz tego, że zamówiliśmy osobne porcje i z trudem udało nam się je w całości skonsumować. Szczerze polecamy zamówienie jednej porcji na pół. My musieliśmy się ratować długim spacerem nad Tamizą żeby pobudzić przemianę materii. 🙂
Nie mogliśmy oczywiście ominąć Borough Market. Zaczęliśmy od ostryg, a skończyliśmy na wyśmienitym cieście czekoladowym. Po drodze były paje i kanapka z pieczoną świnią. Widelec postanowił, że następnym razem cały pobyt spędzimy na Borough Market. Ja w to wchodzę!
Nie mogliśmy odmówić sobie również wizyty w Soho i chińskiej dzielnicy. Tym razem nasz wybór padł na malezyjską restaurację Rasa Sayang. Wołowina Rednang Widelca była naprawdę świetna. Mój makaron zdecydowanie słabszy. Obserwują talerze na stolikach obok, w myślach ubolewałam, ze nie zamówiłam Nasi Goreng, który prezentował się naprawdę świetnie.
Odwiedziliśmy też farmer’s market w Pimlico, gdzie zakupiliśmy rewelacyjnego cheddara. Już nie mogę się doczekać kiedy znowu wybierzemy się do Londynu!
Poniżej jeszcze kilka zdjęć z Borough Market żeby zrobić Wam smaka i zachęcić do wizyty.