Meksykańska uczta czyli Alebriche (zamknięte)
Za oknem zima, znowu śnieg i tylko mi się marzy ucieczka do ciepłych krajów. Niestety, na urlop i słońce trzeba jeszcze poczekać. Ale na szczęście w samym centrum Krakowa można znaleźć kawałek pełnego kolorów Meksyku. Na ulicy Karmelickiej pomiędzy jedną z sieciowych pizzerii a sklepem z ubraniami mieści się niepozorna na pierwszy rzut oka restauracja meksykańska Alebriche.
Nad jej wystrojem można by jeszcze popracować, ale już od wejścia uderzy w was moc kolorów na stołach ścianach i półkach, gdzie wystawiono różnego rodzaju meksykańskie figurki i rzeźby.Znajdziemy tam również bogato wyposażoną biblioteczkę z pozycjami dotyczącymi Meksyku, a także książki w języku hiszpańskim. No ale przecież nie przyszliśmy tu czytać!
Karta wydaje się być dłuższa z każdą wizytą. Chyba w żadnej innej restauracji nie spędzam tyle czasu nad wyborem dania co w Alebriche, bo aż przytłacza mnie mnogość enchiladas, tacos i quesadillas. W karcie nie brak również dań mięsnych i ryb, no i oczywiście deserów. I wszystko brzmi i wygląda (bo karta jest ze zdjęciami) bardzo smakowicie. W Alebriche podają również meksykańskie śniadania, których koniecznie musimy kiedyś spróbować.
Po długim namyśle zdecydowaliśmy się na kompozycję a la polski obiad czyli zupa na pierwsze a mięso na drugie. Ja szczerze mówiąc nadal nie byłam przekonana co do wyboru a Widelec wahał się miedzy dwoma daniami z wieprzowiny. Zamówiliśmy więc oba by zakończyć nasze dylematy.
Najpierw zupy: krem z fasoli (8 PLN) i zupa aztecka (12 PLN). Kremu już kiedyś próbowałam i wtedy wydawał mi się trochę niedoprawiony (tak jak i pozostałe dania z fasolą w Alebriche), ale najwidoczniej nauczyli się już doprawiać „pod Polaków”. Tym razem nie mogłam mu nic zarzucić i szczerze mówiąc po tej sycącej zupie z pokrojoną tortillą, serem i śmietaną mój głód był właściwie zaspokojony Widelec tymczasem delektował się pomidorową zupą aztecką, idealnie kwaśną, z nutą chili, podaną również ze smażoną tortillą, serem i śmietana. Nie jestem w stanie powiedzieć, która z tych zup była lepsza.
Moje danie główne mnie przeraziło swą wielkością. Carne enchilada (30 PLN) to marynowana, grillowana wołowina podawana z dwoma quesadillas, frytkami, pico de gallo i kiełbaskami zapieczonymi z serem. Quesadillas są pełne żółtego sera, wieprzowiny jest naprawdę sporo a jeszcze do tego te frytki i kiełbaski (a właściwie parówki). Postawiłam na mięso i quesadille, przegryzłam pachnącym świeżą kolendrą pico de gallo. Frytki skubnęłam, bo wolę trochę mniej wysmażone. Za to sos do nich był znakomity. Na parówki z serem nie miałam już miejsca. Widelec ani myślał mi pomagać w wyczyszczeniu talerza gdyż sam z trudem był w stanie zjeść swoje Plato Mixteco (30 PLN). Była to duszona wieprzowina skąpana w sosie z zielonych pomidorów z ziemniakami, dwom tlacoyos i tortillą z serem i śmietaną. Danie też niemałych rozmiarów, ale jednak znacznie lżejsze niż moje. Widelcowi w szczególność zasmakował sos z zielonych pomidorów. Właściwie Widelec mało się dzielił swoim odczuciami, bo najpierw nie mógł się oderwać od jedzenia a potem był tak najedzony, że nie miał siły mówić.
Jeśli mielibyście ochotę na nieco mniejsze porcje to powinniście spróbować enfrijoladas w sosie fasolowym, tacos dorados albo tamales. Jedliśmy je przy poprzednich wizytach i ich smak nas zaskoczył, gdyż takiej kuchni meksykańskiej jeszcze nie próbowaliśmy. Szczególnie zaskoczył mnie smak tamales (pozytywnie oczywiście) gdyż nie jestem w stanie go porównać z niczym co do tej pory jadłam. Dla wielbicieli sera i kukurydzy polecam envuelto poblano, a Widelec każe mi wspomnieć o Conchinita Pibil – wieprzowinie marynowanej w gorzkich pomarańczach (a musicie wiedzieć, że Widelec zazwyczaj nie toleruje mieszania mięsa z owocami).
Takiej kuchni nie dostaniecie w żadnym z meksykańskopodobnych przybytków w naszym mieście. No i ceny są bardzo przyzwoite. Ja wydzieliłabym trzy kategorie cenowe: około 10 PLN – w sam raz na mały głód; około 20 PLN pełnoprawne danie; 30 PLN i wyżej to już prawdziwa uczta. Aha, no i nie zapomnijcie zamówić na deser tarty czekoladowej. Jej środek wydaje się być z samej tylko czekolady i niech się schowają przy niej wszystkie brownies. To punkt obowiązkowy każdej naszej wizyty w Alebriche.
Dwie osoby nasyciły brzuszki i kubki smakowe za 106 PLN (z napojami). Można zjeść za dużo mniej.
Alebriche, ul. Karmelicka 56, Kraków
Zygi
lip 04, 2015 @ 22:52:51
Jesli masz ochotę na meksykańskie przysmaki idź gdzieś indziej. Naprawdę.
Agnieszka
lip 04, 2015 @ 23:00:16
Na przykład gdzie? Chętnie się dowiemy 🙂
michal
gru 15, 2015 @ 21:44:19
Np. Puerto Escondido – to takie małe miasteczko, gdzie podają świetne pescadillas LD
Agnieszka
gru 15, 2015 @ 21:45:52
Mam nadzieję, że kiedyś tam dotrzemy! 😀
Agata
lip 28, 2015 @ 10:03:08
Moim zdniem to jedyna prawdziwa meksykańska resyatracja w Krakowie i jedzenie rzeczywiście smakuje jak w Meksyku. Więc zastanawiam się gdzie iść? The Mexican? Hahaha ….