Ostatnia majówka w tym roku czyli Widelec w Czorsztynie i okolicach
W ostatni weekend maja, Widelec zabrał mnie na wycieczkę do Czorsztyna. Noclegi wykupił w hotelu Kinga, położonym niedaleko ruin zamku i jeziora, a prowadzonym przez Hindusa. To, co ucieszyło mnie bardziej niż basen, sauna czy jacuzzi, to wiadomość, że w kuchni hotelowej rządzi również rodowity mieszkaniec Indii. Przy pierwszej okazji postanowiliśmy zapoznać się z umiejętnościami „mistrza kuchni indyjskiej z hotelu Inter Continental z Dubaju” (cytat za stroną hotelu).
Restauracja urządzona była z przepychem. Drapowane zasłony, kryształowe żyrandole. Oprócz właściciela i jego gości, na sali były jeszcze tylko dwie klientki. Otworzyliśmy kartę. Ceny jak w indyjskich restauracjach w Krakowie. Zamówiliśmy butter chicken w wersji ostrej i jagnięcinę w wersji łagodnej. Niestety, nie znaleźliśmy w potrawach całej ferii przypraw, którą charakteryzują się dania kuchni indyjskiej. Obie potrawy były raczej płaskie. O ile mój kurczak był przynajmniej trochę ostry (na pewno nie bardzo ostry, mimo, że o taką wersję poprosiłam), to jagnięcina Widelca była raczej mdła. Jak widać obecność Hindusa w kuchni, nie gwarantuje sukcesu. A cała kolacja kosztowała nas jakieś 90 PLN.
Na drugi dzień postanowiliśmy poszukać szczęścia (kulinarnego) poza Czorsztynem. Nasz wybór padł na Karczmę Stajkowa, ale niestety tego dnia odbywało się w niej wesele. Kierując się więc głosami gastronautów, wybraliśmy się więc na obiad do zajazdu Sokolica w Krościenku. Jeśli chodzi o wystrój, to jedyne co nam się w niej podobało to wewnętrzny ogródek. I dość przyjemne, obiadowe zapachy z kuchni.
Potem było, niestety, już tylko gorzej: zimne sery z grilla z nadmiarem żurawiny serwowane jako przysmak sokolicki (12 PLN), sałatka Sobieskiego (do tej pory żałuję, że nie spytałam skąd ta nazwa) czyli coś a la sałatka grecka, ale bez fety i z najtańszymi oliwkami (7 PLN), stek z polędwicy wołowej wysmażony na wiór (a miał być medium rare – 30 PLN) i niesamowicie tłusta golonka (42 PLN). Jedynym pozytywnym elementem tego obiadu były opiekane ziemniaczki, które rzeczywiście były ziemniaczkami, a nie mrożonką.
Na pocieszenie poszliśmy na kultowe lody do Marysi.
Kolację zjedliśmy już w Czorsztynie. Okazało się, że naprzeciwko naszego hotelu, w Karczmie Zamkowej, podają doskonałe domowe pierogi ruskie. Ciasto nie za cienkie i nie za grube, bogate w farsz, dobrze doprawione. Polecamy. Zdjęcia nie ma, bo je za szybko zjadłam.
Trochę żałujemy, że w niedzielę nie udało się nam skorzystać z rekomendacji naszej czytelniczki Marty i odwiedzić Restauracji u Szperlinga w osadzie Czorsztyn. No, ale przynajmniej jest po co wracać. 🙂
HoReCa.pl
cze 11, 2014 @ 14:06:56
Potrawy wyglądają smakowicie, szkoda, że rzeczywistość okazała się inna. Ilość klientów, jaka była w tym momencie w restauracji, świadczy o jej popularności.