Francja czai się za kładką czyli ZaKładka
Długo czekaliśmy aby odwiedzić to miejsce. O ZaKładce dowiedzieliśmy się jeszcze przed otwarciem i od tej pory śledziliśmy pilnie jej profil na Facebooku nie mogąc doczekać się otwarcia. To miejsce zapowiadało się bardzo obiecująco. Francuska kuchnia w wykonaniu znanego krakowskiego szefa Rafała Targosza – było na co czekać!
Niestety, dla nas, bo nie dla ZaKładki, zaraz po jej otwarciu ukazała się entuzjastyczna wręcz recenzja Wojciech Nowickiego i restauracja zaczęła przeżywać istny najazd. Nie Hunów, a spragnionych smakowych doznań krakowian. Postanowiliśmy więc odczekać jednocześnie nasłuchując tu i ówdzie komentarzy na temat tego nowego przybytku sztuki kulinarnej na Podgórzu.
Kiedy głosy „ciężko tam o rezerwację” ucichły a pojawiły się pytania; „Czemu was tam jeszcze nie było? My byliśmy już dwa razy!” postanowiliśmy udać się wreszcie do ZaKładki i zweryfikować szum wokół tego miejsca. Rezerwacje udało się nam zrobić bez większych problemów, choć ton i sposób dobru słów osoby przyjmującej rezerwację wręcz nakazywał nam się czuć wyróżnionymi, że będziemy mieć zaszczyt zjeść w tym osławionym już miejscu. Trochę mnie to rozbawiło i pomyślałam: „No to zobaczymy!”
Nie zdziwi was raczej, że menu ZaKładki studiowałam już wcześniej i trochę z żalem zauważyłam, że zmieniło się tuż przed naszą wizytą i nie będę miała okazji spróbować kremowej zupy z małży z szafranem i fenkułem. No trudno, pomyślałam, jak zupa wróci do menu to pójdziemy jeszcze raz. Na szczęście, nie miałam zbyt wielkiego problemu z dokonaniem ponownego wyboru. Stop! Właściwie to miałam ogromny problem, gdyż w ZaKładce miałabym ochotę spróbować wszystkiego. To był dobry znak.
Po krótkim acz zaostrzającym apetyt spacerze nas Wisłą dotarliśmy na miejsce. Wystrój ZaKładka ma elegancki acz prosty. Na ścianach plakaty i zdjęcia przywołujące myśl o Francji, ale mi zwłaszcza podobały się rozstawione w różnych miejscach figurki, a to kury, a to świnki. Miłe zwierzaczki. Obsługa dyskretna, ale czujnie obserwująca klientów aby odpowiedzieć na ich każde pytanie czy zamówienie.
Jak na francuski lokal przystało zamówiłam kir czyli białe wino z crème de cassis (7 PLN). Najchętniej zamówiłabym cała karafkę domowego wina (39 PLN za 1L), ale Widelec miał ochotę piwo z browaru Miłosław (7 PLN). I jedno i drugie warte polecenia. Szybkie spojrzenie na kartę i Widelec już wybrał swoją przystawkę – uwielbiane ślimaki, które tutaj zapiekają w maśle czosnkowym (14 PLN za 6 sztuk). Tak pysznych ślimaków żadne z nas jeszcze nie jadło. Jeśli wasza przygoda ze ślimakami jeszcze się nie zaczęła to warto ja rozpocząć właśnie w ZaKładce. Moją przystawką była pissaladière, a właściwie wariacja na jej temat: ciasto francuskie z kozim serem, karmelizowaną cebulą i podkreślającą smak sardelą (21 PLN). Zdaniem Widelca, na moim talerzu działo się trochę za dużo, ale mi takie połączenie całkiem smakowało mimo mojego dość sporego dystansu do bardzo słonych sardeli.
Widelec zamówił jeszcze zupę. Wahał się między cebulową a kremem ze skorupiaków (19 PLN), ale ku mojej radości wybrał to drugie. I myślę, że nie żałował, bo krem był naprawdę bardzo dobry. Przypominał trochę ten z Valparaiso, który jednak nadal pozostał moim faworytem.
Nasze dania główne plasowały się na dwóch różnych krańcach smaków dlatego mieliśmy spory problem z wzajemnym ich próbowaniem. Ja postawiłam na delikatną doradę z warzywami na sposób prowansalski i szafranowym ziemniaczanym aïoli (27 PLN). Tak chciałabym jadać codziennie! To danie obudziło we mnie tęsknotę za podróżami w rejony gdzie ryby serwują prawie prosto z kutra i natychmiast zaczęłam planować wycieczkę na południe Europy. Tymczasem Widelec, wielbiciel podrobów, delektował się pikantnym cielęcym ozorkiem z ziemniaczanym purée z pieczonym czosnkiem (34 PLN). Spróbowałam ozorka i ja, i choć nie jest to moje ulubione mięso muszę przyznać, że było przyrządzone doskonale. Widelec wołałby to danie trochę mniej ostre (on już tak ma), ale za to rozpływał się nad smakiem purée.
Trochę żałowaliśmy, że nasza francuska uczta tak szybko się skończyła. Widelec zwieńczył ją małym crème brûlée (5 PLN). Naprawdę podoba mi się pomysł ZaKładki na serwowanie klasycznych deserów w wersji mini w bardzo przystępnej cenie. Jak wiecie, słodkie ciasta i desery wolę przyrządzać niż jeść dlatego taka propozycja jest wprost stworzona dla mnie. Tym razem zadowoliłam się tylko łyżeczką kremu z porcji Widelca, ale już szykuję się na mus czekoladowy przy następnej wizycie.
Co tu dużo mówić. Do ZaKładki na pewno będziemy wracać. Widelec dla ślimaków i podrobów, a ja dla ryb i ciekawych pomysłów szefa kuchni na klasyczne francuskie dania. Porcje, na których wielkość niektórzy pewnie będą narzekać, dla mnie są w sam raz, bo pozwalają mi spróbować wielu potraw nie ryzykując przejedzenia. Dodatkową zachętą są ceny, które wydają się być aż za niskie przy kuchni na takim poziomie. Warto wybrać się za kładkę!
Dwie osoby uradowały kubki smakowe za 134 PLN.
DLA DZIECI: krzesełka dla dzieci, przewijak
ZaKładka, ul. Józefińska 2, Kraków
P.S. Zupełnie zapomniałam o poczęstunku jaki dostaliśmy jeszcze przed przystawkami – mus z wątróbek jest przepyszny!
AKTUALIZACJA: Odwiedziliśmy ostatnio ZaKładkę w większym gronie, w którego skład wchodziły największe autorytety kulinarne czyli nasze mamy. Smakowało nam już trochę mniej choć akurat moja gęś była rewelacyjna. Widelec zauważył spadek jakości ślimaków, a w opinii mojej mamy lepsze steki robi Well Done, a karmelizowaną cebulkę ja. 😉 Terrina z ogona i policzków wieprzowych tak zimna, że ciężko było wyczuć smak. Oliwy do ognia dolał kelner, który mimo upomnienia, przed podaniem kawy i deserów nie zabrał ze stołu frytki, która została tam po obiedzie. Za to porcje wydają się jakby większe.
Czytelniczka strony
cze 30, 2013 @ 21:06:19
Drogi Widelcu,
Z wielką uwaga czytam Twoje opinie o różnych miejscach gdzie można coś zjeść. oczywiście kieruję się Twoimi rekomendacjami, bo wiem że Twoje podniebienie jest światowe,
Niestety krakowska Zakładka bardzo mnie rozczarowała…
Zarówno obsługa – kelner – to nie był chyba jego najlepszy dzień, ceny – za świeży sok 20% wyższa cena.
Teraz do sedna: na przystawkę wzięłam melona z łososiem, melon był niedojrzały a łosoś pozostawiał wiele do życzenia; główne dane: supreme kurczak – kurczak podsuszony, dostał mi się z kawałkami folii aluminiowej,farsz bez smaku – trudno mi było określić co to jest.
Cieszę się że tam poszłam, bo wiem, że na pewno nie zaproszę tam znajomych 🙂
Pozdrawiam
Czytelniczka i fanka
Agnieszka
lip 12, 2013 @ 18:44:08
Oj przykro słyszeć, że tak źle się dzieje w Zakładce 🙁
Basia
gru 12, 2013 @ 06:08:37
krotko:
porcje male, ale bardzo ciekawe w smaku. Wino lane minimalnie- zamowione po kieliszku tzw domowe, radze lepiej wybrac butelke. Kelnerzy mili ale odnioslam wrazenie, ze „szorstcy”…chyba sa …niepotrzebnie spieci…’
.Zycze restauracji kontynuowania originalnosci smakowej.
nat
wrz 09, 2013 @ 18:22:02
A ja w Zakładce bywam średnio 2-3 razy w miesiącu na spotkaniach biznesowych bądź prywatnie. Ani razu się nie zawiodłam, dlatego wracam.
Piotrek
paź 01, 2015 @ 20:50:22
a jak Wy jecie, że zostawiacie frytki poza talerzem i czekacie aż to kelner zabierze. Szlachta?..