Na taką Hiszpanię czekaliśmy czyli Euskadi
Restauracja baskijska Euskadi wdarła się przebojem do krakowskiej gastronomii. Tuż po jej otwarciu, rozeszła się wieść gminna, że w lokalu po kurczakach dobrze karmią i właściwie od początku o stolik było tam niełatwo. Tym bardziej, że lokal malutki. A że dobrej kuchni hiszpańskiej, od czasu Valaparaiso, w Krakowie nie było, to i my szybko zrobiliśmy rezerwację i pomaszerowaliśmy na Podgórze popróbować tapas. Za którymi to nieustannie tęsknimy od czasu naszych wakacji w Hiszpanii.
Pechowo, na naszą pierwszą wizytę wybraliśmy dzień, w którym Widelec musiał pracować w nocy. Więc zakąszanie tapasami kolejnych butelek wina nie wchodziło w grę. Przyjęliśmy więc taktykę odwrotną: tapasy podlewaliśmy delikatnie winem (ja) i wodą (Widelec). Naprawiliśmy to bezczelne i niezrozumiałe podejście, urągające charakterowi lokalu, przy kolejnej wizycie, ale niestety tym razem na przeszkodzie stanęła wciąż rosnąca popularność Euskadi. Ale o tym później. Teraz o jedzeniu.
Karta składa się z mniejszych lub większych tapas i pintxos. Uczciwie informują, że najlepiej zamówić po 3-4 pozycje na osobę. My, przy pierwszej wizycie, skończyliśmy na dziewięciu i było w sam raz. Przy drugiej, była nas już piątka, więc nie sposób tego policzyć, tym bardziej, że talerzyki non stop fruwały nad stolikiem i przechodziły z rąk do rąk. Na szczęście kuchnia w Euskadi działa bardzo sprawnie. Mimo całkowitego obłożenia lokalu, na kolejne tapas nie czekaliśmy zbyt długo. Obsługa uwijała się jak w ukropie. Widać, że im zależy.
Konsumpcję zaczęliśmy od chleba i oliwy, a następnie na naszym stoliku wylądowały krokiety z szynką (9 PLN), krewetki z szynką (10 PLN) i papryczka pequillo faszerowana musem z dorsza (9 PLN). Z tego zestawu Widelec absolutnie poleca doskonale chrupiące, hiszpańskie krokiety, a moim faworytem jest rozpływająca się w ustach papryczka z dorszem. Krewetki w tym towarzystwie wypadły najsłabiej.
Przy pierwszej wizycie pominęliśmy zimne talerze, naprawiliśmy ten błąd przy kolejnej. Wędliny są absolutnie doskonałe (22 PLN) i mogłabym je zagryzać przez cały wieczór. Podobnie z serem Idiazabal z galaretką jabłkową (21 PLN). Byliśmy tylko zbyt leniwi żeby łupać orzechy. A jeśli już przy wędlinach jesteśmy, to wciąż ślinię się na myśl o chorizo a la plancha (16 PLN) podanemu z papryką. Jest to jedna z naszych ulubionych tapas, i do tej pory, aby ją zjeść, musieliśmy jeździć do Warszawy. Teraz wystarczy tylko spacer na Podgórze.
Ośmiornica z pieczonymi ziemniakami (24 PLN) prezentowała się cudownie na drewnianej desce i tak samo smakowała. To chyba jedyne danie, przy którym trochę ponarzekaliśmy na wielkość porcji. Ale po ośmiornicy na stół wjechał krab miękkoskorupowy (19 PLN), pływający w odrobinę za słonym bisque, które i tak chętnie bym wyjadła, gdyby nie to, że skończyło się nam pieczywo, a obsługa była akurat nieuchwytna. Takiego kraba nigdzie indziej w Krakowie nie uświadczycie. Aby podsumować sekcję morską, to na deser zjedliśmy jeszcze smażone ateryny z domowym aïoli (10 PLN). Do lekkiego i mineralnego białego wina – idealne.
Z sekcji mięsnej próbowaliśmy delikatnych i aromatycznych policzków z iberyjskiej świni (24 PLN) i steka z biodrówki jagnięcej (19 PLN), który dla mnie miał trochę za dużo tłustych części. Natomiast środek był różowiutki jak trzeba. Przy kolejnej wizycie spróbowaliśmy polędwicy ze świni, i jest to, obok policzków, mój faworyt tej części menu. Nie wiem jak Widelec zmieścił jeszcze czekoladowy deser (9 PLN), gęsty i raczej wytrawny, więc wielbiciele słodkości mogą być nieco rozczarowani.
Spotkałam się, przeglądając recenzje Euskadi z narzekaniem na stosunek wielkości porcji do cen. Bardzo mnie to zdziwiło, gdyż tak dobrej relacji jakości i świeżości produktów do ceny jeszcze w Krakowie nie było. Pamiętam włoskie lokale (na szczęście już zamknięte), w których za szaszłyk z mrożonych krewetek na lodowej sałacie (4 sztuki) przyszło mi płacić 40 PLN. W Euskadi za 2 krewetki z szynką płacimy 10 PLN. I nikt nie wmawia mi, że to pełnoprawne danie, bo znajdują się one w kategorii „Pintxos – na jeden kęs”. Wszystko jest jasne. A po ośmiu talerzykach zjedzonych w dwie osoby byliśmy najedzeni i szczęśliwi.
Nie jest jednak tak, że wszystko mi się w Euskadi podoba. Przede wszystkim muszą popracować nad wentylacją, bo przy pełnym lokalu jest tam duszno i nie sposób nie przesiąknąć zapachami z kuchni. Po drugie, o ile wina zamawiane na kieliszki mają odpowiednią temperaturę, to wina z półki nie nadają się do picia, bo są po prostu za ciepłe. I wreszcie, rezerwacja goni rezerwację więc nie sposób spędzić tam wieczoru przy winie, bo okazuje się, że na nasz stolik czeka już następna grupa. Jeśli więc planujecie posiedzieć dłużej, koniecznie zaznaczcie to robiąc rezerwację. Wszystko to jednak zrzucam na karb błędów debiutanta. Odczekam kilka tygodni i wrócę żeby w końcu zjeść żabnicę, papryczki i okładniczki. Do tej pory mi się to nie udało, bo znikały z karty tak szybko, jak się w niej pojawiały. Na pewno mnie w Euskadi jeszcze spotkacie!
Dwie osoby miło nasyciły żołądek za 164 PLN. Kolacja dla pięciu osób z winem 436 PLN.
Euskadi, ul. Brodzińskiego 4, Kraków.
Dapietro
cze 27, 2018 @ 13:34:19
Wszystko wygląda obłędnie ; )